2022-01-14

Marcelina Zawadzka: „Farma” gwarantuje całą paletę emocji

Prowadząca w specjalnej rozmowie z POLSAT.PL o nowym reality show. Powrót do korzeni może być bardzo interesujący, ale także i... przewrotny. Szczególnie kiedy na jedenastkę uczestników w trudnych warunkach czeka wiele niespodzianek! Marcelina Zawadzka zdradza, co czeka widzów w trakcie sześciu tygodni pełnych emocji. Dlaczego warto oglądać program? „Farma” od poniedziałku do piątku o godz. 20:00 w Polsacie.

Oglądaj Farma online na polsatboxgo.pl.

- Nowy program Polsatu „Farma”. Brzmi sielsko, ale chyba tak do końca nie jest?
- Brzmi sielsko, chociaż z drugiej strony wiemy, co się robi na farmie. „Farma” nie oznacza leżenie do góry brzuchem. Musimy zabrać się do pracy i zrobić to wszystko swoimi rękoma. Ta nasza „Farma” wygląda trochę inaczej niż obecne gospodarstwa. To jest show, w którym nasi uczestnicy są zamknięci przez długie tygodnie i ma pokazać, dlaczego warto wracać do korzeni, dlaczego często tęsknimy za tym, że chcemy coś zrobić od początku do końca. Że nie chcemy kupować, tylko chcemy mieć ze swojego ogródka. Tam też tak jest. Bardzo ważne są zwierzęta. Na to zwracamy szczególną uwagę, żeby im na tej farmie było jak najlepiej. Nasi uczestnicy musieli nauczyć się, jak o nie dbać, w odpowiednim czasie je doić. Nie będę zdradzała, co jeszcze, bo to będą różne zadania. Może powiem jeszcze o niedogodnościach, które mogą być trudne dla naszych „mieszczuchów”. Nie ma bieżącej wody, nie ma prądu. Nie ma też telefonów, z których możemy pobrać różne informacje, a są czasami zadania, które bazują na naszej sile i wiedzy... Nasi uczestnicy są bardzo barwni. Każdy z nich jest inny, każdy z nich ma inną historię i wnosi do tego programu inną energię. Są też eliminacje, więc uczestnicy gdzieś się tam grupują. Mają swoje przemyślenia, że są jednak grupą, jednością i chcą pracować, żeby jak najlepiej im się żyło na tej farmie. Dzielą się obowiązkami: jeden doi krowy, drugi rąbie drewno, ktoś jest w kuchni. Ale z drugiej strony, gdy uczestnicy są za mocni, to okazuje się, że są naszymi rywalami. I to nas zastanawiało, kto jak będzie nominował, bo to jednak jest gra o sto tysięcy złotych.

- Co jeszcze może pani powiedzieć o uczestnikach?
- To jest bardzo ciekawa jedenastka. Oni później są eliminowani i tu mogę trochę zdradzić, że kilka osób dojdzie do programu i też to będą inne osobowości. Jest kobieta, która jest cudowną mamą, inna osoba bardzo chciałaby coś zmienić w swoim życiu i przeżyć je na nowo. Jest też mężczyzna, który jest takim stuprocentowym góralem. Ten program jest przewrotny, bo gdy dłużej poznajemy osobę, którą wkładamy w konkretną „szufladkę”, to okazuje się, że osoba od rąbania drewna świetnie sobie radzi z gotowaniem, tylko wcześniej nie miała na to przestrzeni. Ten program pokazuje wachlarz ludzi, wrażliwości, emocji i tego, jak sobie radzą w tych trudnych warunkach. Tego, jak ze sobą współpracują, kto knuje, a kto nie. Bo rzeczywiście ten program ma też w sobie nutkę rywalizacji.

- Co dla pani jest najciekawszego w tym reality show?
- Jest tego bardzo dużo. Uczestnicy, ale także i zwierzęta. Są super ciekawe, mają swoje osobowości. To było piękne, że mogłyśmy z nimi obcować. Były cały czas z nami, stały się naszą rodziną,

- A jak pani się odnalazła w tych farmerskich klimatach?
- Bardzo dobrze. Ja zawsze też byłam taką - może nie widać - „chłopaczarą”, takim trochę „Marcelem”. Tata ma trzy córki, ja jestem najmłodsza i marzył o tym, żebym była synem. Umiem doić krowę, rąbać drzewo, żadnej pracy się nie boję. Od dziecka byłam w takiej męskiej energii. Trenowałam karate, wioślarstwo. Wszystko, co siłowe, to było takie moje. Oczywiście z biegiem czasu widzę tego plusy i minusy i staram się złagodzić tę siebie i jednak być Marceliną, a nie Marcelem, ale gdzieś to moje alter ego zostało i rzeczywiście ono się na farmie bardzo dobrze odnajduje. Największą wartością dla mnie było to, że jestem wśród natury, są sosny - drzewa, które uwielbiam. Jest ten sam zapach, który przypomina mi wyjazdy do Borów Tucholskich z rodzicami. To działało na mnie kojąco i byłam bardzo szczęśliwa.

- Gdyby miała być pani uczestniczką programu, to co byłoby największym wyzwaniem?
- Właśnie się nad tym zastanawiałam. Może z gotowaniem miałabym największą trudność? Bo oni na tej farmie oczywiście nie wszystko mają. To jest mały ogródek, tam są zadania, w których uczestnicy mogą zdobyć jedzenie. I jak tu wykarmić te wszystkie osoby? Chyba z jedzeniem musiałabym popracować, bo pewne rzeczy siłowe, to bym bez problemu zrobiła. I też niczego się nie boję - no może poza pająkami. Jakbym miała Ilonę, to na pewno bym sobie poradziła. Ja bym obierała ziemniaki, a ona by je gotowała (śmiech).

- A jak wyglądała współpraca prowadzących?
- Bardzo dobrze, my w ogóle jesteśmy do siebie bardzo podobne: fizycznie i osobowościowo. Czasami, gdy ona opowiadała jakieś historie, to ja mówiłam: - Ilonka, nie kończ. Ja wiem, jaki będzie finał, jaki morał. Lubimy podobne rzeczy, interesujemy się motoryzacją i mamy smykałkę do samochodów i motocykli. Bardzo dobrze się dogadujemy, bo uzupełniamy się, żadna sobie nie zabiera jakichś kwestii. Pożyczałyśmy sobie ubrania, doradzałyśmy sobie z czystym sercem, a nie z opcją konkurencji. Bardzo się cieszę, że ta praca nam się tak układa.

- Czego ten program może nauczyć widzów?
- Że fajnie jest wracać do korzeni. Do tego, żeby rzeczywiście zostawić telefon, odłożyć to wszystko i spróbować samemu zrobić coś od początku do końca. Pokazuje też nas w tych trudnych warunkach, jacy jesteśmy. I że nie warto grać, bo to wszystko i tak wyjdzie. A w tym programie wszystko wychodzi, bo są kamery. Pokazuje także naszą piękną Polskę. Ważne jest dostrzeżenie tego i docenienie.

- Dlaczego warto oglądać program „Farma”?
- Na pewno nie będziecie się nudzić. Dzięki naszym uczestnikom to będzie cała paleta emocji. Od gniewu przez radość po śmiech i łzy. Gwarantuję Wam, to wszystko będzie! Zapraszam od poniedziałku do piątku!

Rozmawiał Tomasz Fiłonik

Farma od poniedziałku do piątku o godz. 20:00 w Telewizji POLSAT.