2021-01-31

Ewelina Ruckgaber o fenomenie i sukcesie serialu „Gliniarze”

Aktorka w rozmowie z POLSAT.PL zdradza, w jaki sposób postrzega popularność produkcji. Fani i krytycy docenili „Gliniarzy” po raz kolejny nominacją do nagrody Telekamery w kategorii serial fabularno-dokumentalny. Ewelina Ruckgaber opowiedziała o kulisach hitowego serialu oraz o tym, jak traktuje swoją rolę.

- W zeszłym roku obchodziliście państwo specjalny jubileusz: pięćset odcinków produkcji. Czy czuje pani, że serial „Gliniarze” można określić mianem fenomenu?
- Nie raz spotkałam się z opinią, że to jest jeden z najlepszych paradokumentów w kraju. To jest bardzo miłe. My robimy wszystko ze swojej strony, żeby tak właśnie było. Czy to jest fenomen? Tego nie wiem, bo mam za dużo pracy, żeby oglądać inne rzeczy tego typu i żeby zastanawiać się, na ile my jesteśmy lepsi. Fani, którzy są z nami od początku, pokazują, że wkradliśmy się w ich serca. To jest przepiękne. Nie chciałabym może nadużywać właśnie tego słowa „fenomen”, bo to świadczyłoby o tym, że nie mamy nad czym pracować. A póki co jest i wiemy, że możemy coś ulepszyć w serialu, więc tym bardziej mamy motywację, żeby to robić. Wolę myśleć, że jesteśmy na fajnym, dobrym poziomie, ale zawsze może być lepiej.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Telewizja Polsat (@polsatofficial)

- Gatunek taki jak paradokument nie zawsze kojarzy się dobrze. Czy „Gliniarze” to zmieniają?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się jednak, że odkąd aktorzy po szkołach teatralnych, magistrzy sztuki, naprawdę znane postacie jak Henryk Gołębiewski czy Zbigniew Buczkowski, grają w paradokumentach, to przestało być to ujmą. Seriale z taką obsadą mają większą siłę przebicia z tego względu, że ona prowadzi to wszystko. Taka obsada posiada doświadczenie i warsztat. Dzięki temu też potrafimy naprowadzić tych ludzi, którzy przychodzą „z ulicy” na plan, jak mają grać i oni bardzo często słuchają naszych rad. Dzięki temu właśnie „Gliniarze” są lepsi.

- Pięć lat na antenie to naprawdę ogromny sukces.
- Dziesięć sezonów, w których trakcie biliśmy rekordy popularności. Potrafiliśmy wykręcić takie liczby, jak seriale, które leciały o godzinie 20:00 w innych stacjach. Robimy to dla widzów i skoro nadal tego chcą, to róbmy to dalej. Dopóki oni są z nami, oddajemy im całe serce i duszę. Wkładamy w to wszystko, aby to wyszło jak najlepiej. Prawda jest taka, że zrobiłam parę filmów, ale to serial „Gliniarze” przyniósł mi największą popularność.

- Będzie miał specjalne miejsce w pani filmografii.
- Jak dostałam tę rolę, to wiedziałam, że to będzie postać, którą mam możliwość zrobić tak, żeby ten serial był najlepszym paradokumentem. Dlatego przyjęłam tę propozycję. Ludzie po szkołach teatralnych nie braliby się za to, gdyby to było złe. Wierzyłam w ten serial od samego początku. Jestem z tego dumna i to jest takie moje dziecko (śmiech). Będę go zawsze pamiętać i wspominać. Jak będę kiedyś miała dzieci, to będę im o tym opowiadać (śmiech).

- Jak wyglądała praca na planie podczas pandemii? Czy lockdown wpłynął jakoś na państwa?
- W połowie marca, gdy dowiedzieliśmy się, że jest pandemia, zostało nam około dwóch tygodni nagrań. Każdy z nas ustosunkował się do tego, nikt nie miał poczucia, że spadło nam trzydzieści odcinków, bo spadło tylko około czterech. Bardzo dbamy o swoje zdrowie i zdrowie innych, więc nie chcieliśmy nikogo narażać. Baliśmy się tego strasznie, to była nowość dla wszystkich. Oglądałam dokumenty z Włoch, gdzie ludzie umierają, przez to nie spędziłam Wielkanocy z rodziną. Pierwszy lockdown spędziliśmy w domach. Wychodziłam wyłącznie do sklepu i wyrzucić śmieci. Byłam bardzo ostrożna. W tym czasie oglądałam głównie filmy familijne na Polsacie i IPLI (śmiech).

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Ewelina Ruckgaber (@ewelinaruckgaber_official)

- Czy powróciliście na plan?
- Tak, po kilku tygodniach, kiedy poluzowano obostrzenia, ponownie byliśmy na planie. Oczywiście z zachowaniem wszystkich środków ostrożności: maseczki, dezynfekcja, testy. Nagraliśmy już bardzo dużo do przodu, i dzięki Bogu, nie było u nas w ekipie zachorowań. Bardzo dbamy o to, żeby każdy czuł się bezpiecznie. Nie witamy się w policzek, tylko żółwikiem lub nogą (śmiech). Zależy nam na tym, żeby nie zawieść widzów i żeby „Gliniarze” byli na antenie.

- Wiele firm i korporacji, które mogły sobie oczywiście na to pozwolić, przeszło na pracę zdalną, a badania pokazują, że ich pracownicy są dzięki temu bardziej efektywni. Czy u państwa na planie staliście się też w jakiś sposób bardziej wydajni dzięki obostrzeniom? Robicie jeden dubel, zamiast dwóch?
- Nie, to zdecydowanie inny rodzaj specyfiki pracy. Gdybyśmy tylko widzieli, że ktoś się źle czuje, nie ryzykowalibyśmy nawet jednego dubla. Zaczęliśmy robić sezon dwa miesiące przed czasem, właśnie po to, żeby być bardziej wydajnym na planie. Gramy bez przerw, żeby zdążyć przed ewentualnym kolejnym lockdownem. Nie zmieniło to naszego podejścia do profesjonalizmu. Marzę o tym, żeby się z ludźmi normalnie przywitać, ale rozumiem sytuację. Cieszę się z tego, że ekipa ma takie właśnie podejście. Najważniejszy jest człowiek, dbamy o to.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Gliniarze (@gliniarze)

- Wielu aktorów narzekało na swoją sytuację zawodową związaną z koronawirusem. Znany był przypadek aktorki, która po zamknięciu teatrów poszła do pracy w sklepie meblowym. Czy zastanawiała się pani, jaką profesję mogłaby pani wykonywać poza aktorstwem?
- Mój chłopak pochodzi z Kędzierzyna-Koźla. Jak kupuję bilet powrotny na PKP, to panie potrafią zamknąć dziesięć kas i przyjść, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcia. Podejrzewam, że gdybym tam została na stałe i zaczęła pobierać opłaty, mogłabym zarabiać właśnie tak (śmiech). Żartuję oczywiście, ale aktorzy teatralni mają o tyle trudniej, że teatr nie daje takiej popularności. Raz weszłam do sklepu z ciuchami i spodobał mi się płaszcz, a pani znając mnie z telewizji, postanowiła mi go podarować za darmo. To było bardzo miłe, ale jak patrzę na realia, to wcale nie byłoby takiego dużego problemu. Ludzie się odzywają ze względu na nasze twarze i ja bardzo chętnie mogłabym popracować na dworcu centralnym w jakimś okienku i sprzedawać bilety (śmiech). Ale już całkiem poważnie, gdybym miała robić coś innego, to chętnie poszłabym w wolontariat. Mogłabym pomagać w schronisku dla bezdomnych lub schroniskom dla zwierząt. Nie robiłabym tego po to, żeby zarabiać. Wydaje mi się, że jest dużo więcej branż w potrzebie, które potrzebują teraz szansy na zarabianie pieniędzy.

- Taka praca na dworcu mogłaby być ciekawym doświadczeniem dla aktora z punktu widzenia socjologicznego, obserwacja ludzi, ich zachowań. To coś, co mogłoby się później przydać pani w pracy nad rolami.
- Pracowałam w wielu różnych miejscach do tej pory. Byłam stewardessą lotniskową, nalewałam wodę ze srebrem, układałam kosmetyki. Muszę sobie przypomnieć, ile rzeczy robiłam w życiu (śmiech). Będąc w szkole teatralnej, nie mogłam pracować na etacie w ciągu dnia, więc były to prace dorywcze. Jestem jak Irena Kwiatkowska w „Wojnie domowej”, żadnej pracy się nie boję (śmiech).

- Wkrótce nowa ramówka Polsatu. Czy będzie pani śledziła program „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”?
- Na pewno! W tym sezonie będzie Maja Hyży, trzymam za nią bardzo mocno kciuki. Ona trzymała je za mnie, kiedy ja byłam uczestniczką. Nie miała jeszcze wtedy pojęcia, że sama trafi do tego programu (śmiech). Znamy się prywatnie z bardzo pozytywnej strony. Inaczej się ogląda takie osoby. Podglądałam, co robią moi znajomi, tacy jak Gosia Andrzejewicz czy Filip Gurłacz w trzynastej edycji. Ten program wciąż wywołuje u mnie silne emocje, wszystko się przypomina. Śni mi się to po nocach do tej pory (śmiech). Do tej pory analizuję, co bym zrobiła inaczej i co powinnam zrobić, żeby wygrać (śmiech).

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Ewelina Ruckgaber (@ewelinaruckgaber_official)

- Czy utrzymuje pani kontakty z uczestnikami dwunastej edycji, w której pani brała udział?
- Ostatnio rozmawiałam z Eweliną Lisowską, mam kontakt z Łukaszem Zagrobelnym. Kasia Ptasińska wyszła ostatnio za mąż, więc na razie nie zawracam jej głowy (śmiech). Chcielibyśmy się wszyscy spotkać, ale ze względu na COVID odkładamy to. Może uda się spotkać latem, gdy będziemy po zdjęciach, a i wirus trochę złagodnieje. Zapisałam się na szczepionkę, czekam na termin, także wkrótce musi być dobrze (śmiech).

Rozmawiała Julia Borowczyk

Gliniarze od 1 marca od poniedziałku do piątku o godz. 17:00 w Telewizji POLSAT.