2017-12-07

Ewa Jakubowicz: Pierwszy raz do kogoś strzelałam

0

Gwiazda „Pierwszej miłości” opowiada, jak serial przeplata się z życiem. Aktorka w rozmowie z POLSAT.PL zdradza, czy jest równie odważna jak grana przez nią postać. Dlaczego Ewa Jakubowicz zapisała się na kurs strzelania?

- Nie wiadomo zbyt wiele o twoim życiu prywatnym. Co robisz na co dzień?
- Jeśli nie jadę na plan zdjęciowy, to wstaję rano i idę na dziesiątą do teatru. Tam do czternastej mam próby, potem są cztery godziny przerwy i wieczorem gram spektakl. A jeśli nie występuję akurat na scenie, to biegnę na dubbing i podkładam głos do gier komputerowych, bo to moja specjalność. W wolnym czasie czytam mnóstwo książek, oglądam filmy. Wspaniałe w moim zawodzie jest to, że nie muszę wybierać tylko jednego zajęcia. Nie wyobrażam sobie pracy tylko w teatrze, tylko w serialu albo tylko w dubbingu. Pożywką dla nas, artystów, są zmiany, a monotonia jest najgorszym co może się wydarzyć. Mam więc nadzieję, że jak najdłużej uda mi się łączyć te trzy dziedziny.

- W „Pierwszej miłości” grasz Melę. Jak czujesz się w tej roli?
- Bardzo lubię tę postać, dlatego że jest odległa ode mnie i daje mi duże pole do aktorskiego popisu. Reżyser zawsze się śmieje, że zanim założę buty Melki, to mnie w ogóle nie poznaje, bo na co dzień wyglądam zupełnie inaczej. Nie noszę glanów, podartych spodni, koszulek z punkowymi zespołami. Wolę bardziej kobiece ubrania, jak choćby sukienki. Musiałam więc znaleźć w sobie pokłady buty, aby dobrze wcielić się w tę rolę. Na szczęście okazało się, że jestem w stanie to zrobić.

- Wspomniałaś, że ty i Mela jesteście zupełnie inne. W serialu wypadasz tak naturalnie, że trudno w to uwierzyć.
- Odkąd Melka nie ma już tak ostrego i charakterystycznego looku oraz makijażu, to jesteśmy do siebie przede wszystkim bardziej podobne fizycznie, a ja stałam się mimochodem bardziej rozpoznawalna. Kiedyś mogłam wyjść na miasto zupełnie incognito. Teraz już nie, co oczywiście jest na swój sposób przyjemne. Do tej pory wystarczyło po nagraniach zmyć make-up i nagle znów stawałam się Ewą. Teraz różnica między mną a serialową Melą nie jest już tak drastyczna.

- Nie miałaś problemu, żeby zagrać tę postać?
- Długo i intensywnie pracowaliśmy nad tą postacią. Melę gram już od trzech lat i ona weszła mi po prostu w krew. Kiedy przychodzę na plan i zakładam jej ubrania, to zaczynam nagle być kimś zupełnie innym. Trochę inaczej się poruszam, trochę inaczej mówię. Na początku to charakteryzacja najbardziej pomagała mi wczuć się w rolę, teraz już jej nie potrzebuję. Ta postać już jest ze mną, jest takim moim plecaczkiem, który zawsze mam przy sobie. Potrafię nawet podpowiedzieć reżyserowi, że jakiś fragment tekstu ze scenariusza niekoniecznie pasuje do Meli i że ona nie powiedziałaby czegoś takiego... 

 

- Mela jest bardzo odważna. Masz w sobie taką odwagę jak ona?
- To postać, która stawia wszystko na jedną kartę. Jest bardzo zero-jedynkowa - albo wóz, albo przewóz. Czasami jej się to nie opłaca, ale na szczęście na razie wychodzi ze wszystkich sytuacji obronną ręką. Mela bierze życie za rogi i potrafi się zmierzyć z każdą sytuacją. Na pewno łączy nas upór. Chyba nie jestem jednak tak odważna jak ona. Nie wiem jakbym zachowała się na jej miejscu, bo nigdy nie byłam w tak podbramkowych sytuacjach.

- Ludzie często mylą serial z rzeczywistością. Czy zdarzyło ci się, że ktoś wziął cię za prawdziwą Melę?
- Zdarza się to nagminnie, a ludzie często podchodzą do mnie na ulicy. Panowie w glanach czy dresach poklepują mnie po ramieniu i mówią, że jestem z tego samego świata co oni i że na dzielni bym się nie zgubiła. W serialu była kiedyś scena, w której Mela kradła w sklepie. Tuż po emisji odcinka wybrałam się na zakupy do miejscowej drogerii. Pani kasjerka wysłała za mną ochroniarza, który śledził każdy mój ruch. Ja krok w lewo, on krok w lewo... Nie miałam w sobie tyle odwagi, żeby zapytać wprost o co chodzi, ale szybko powiązałam fakty… Ludziom czasami wydaje się, że serial to prawdziwe życie. Często zdarzają mi się zabawne sytuacje, ale staram się traktować je jako życiowe doświadczenia i coś, co mnie po prostu rozwesela. Na szczęście nigdy nie zdarzyło mi się nic nieprzyjemnego.

- W jednym z odcinków „Pierwszej miłości” strzelasz do barmanki. Jak poradziłaś sobie z tą sceną?
- Na planie już kilkakrotnie zdarzało mi się trzymać broń. We wspomnianej scenie pierwszy raz jednak do kogoś strzeliłam. To było ogromne przeżycie, bo z natury jestem pacyfistką, w związku z tym pistolet nie jest moją ulubioną zabawką. Oczywiście to ciekawe doświadczenie, ale jednak nie do końca bezpieczne. Zawsze jest w głowie jakaś paradoksalna obawa, że broń, która była piętnaście razy sprawdzana, może jednak wypalić. Podczas kręcenia takich ujęć na planie są kaskaderzy i pirotechnicy, którzy nad wszystkim czuwają, ale nie zmienia to faktu, że nawet jak się wie, że w karabinku jest nabój hukowy, to i tak moment w którym stoi się metr od innego aktora i trzeba do niego strzelić, jest przerażający. Hałas jest niebywały i przez resztę dnia dzwoni w uszach. Wszystko jest nagrywane na zbliżeniach, więc nie możemy mieć zatyczek w uszach. Na szczęście przeszłam małe szkolenie, dlatego wiem, gdzie wylatują łuski i jak celować, aby wszystko dobrze wyglądało w kamerze. To są techniczne aspekty, które mnie bardzo interesują i sprawiają mi mimo wszystko frajdę.

- Jakie przygody czekają serialową Melę?
- Jeszcze dokładnie nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy Meli. Krążą słuchy, że wstąpi do policji. Zaczynam zastanawiać się czy nie zapisać się na jakiś kurs kaskaderski, bo może się przydać. Na razie chodzę na zajęcia na strzelnicy, żeby nikt nie mógł mi zarzucić, że trzymam broń jak amator. Z tą postacią działo się już tyle, że nie wiadomo co jeszcze może się wydarzyć. Na pewno będzie zaskakująco... Liczę na kreatywność scenarzystów.

Rozmawiała Joanna Grochal

„Pierwsza miłość” od poniedziałku do piątku o godz. 18:00 w Telewizji POLSAT.

Komentarze