2025-11-28

Dariusz Wardziak i jego EMOCJE: Nie wierzyłem, że się nadaję

Znany z programów Polsatu „Darek Stolarz” opowiada o tym, co w jego życiu ważne. Jego wyznania dotyczące pracy w rzemiośle i w mediach, rozpoznawalności, czy hejtu, mogą zaskoczyć, a opowieść o związku z żoną to wzór do naśladowania. Co zmieniło się, od kiedy pracuje w Polsacie. Dlaczego czasem udaje, że nie jest sobą? I jaki jest naprawdę Dariusz Wardziak?

Dariusz Wardziak i PRACA

Jestem stolarzem. Ludzie uważają, że również gwiazdą telewizji. Ja się nią w ogóle nie czuję. Stolarstwo to w moim życiu czysty przypadek. Kiedy byłem w czwartej klasie technikum, kolega zaproponował, żebyśmy w wakacje poszli popracować do stolarni i zarobili trochę pieniędzy. Popracowaliśmy dwa tygodnie i pojechaliśmy nad morze. Po napisaniu matury w piątej klasie stwierdziłem, że zanim podejmę ostateczną decyzję na temat studiów, to popracuję jeszcze w tej stolarni, zarobię i będę mieć czas na przemyślenia.

Chciałem iść na archeologię, bo kocham historię, ale jak zacząłem pracę w stolarni, to wpadłem po same uszy. Pracowałem tam przez kolejnych dziesięć lat. Początki to oczywiście jakieś proste roboty, ale w wolnym czasie mogłem robić to, co sobie wymyśliłem. Pierwszy stół zrobiłem oczywiście za wysoki, bo postanowiłem nie stosować się do mądrych zasad stolarskich. Kolejne meble już były ok. Szybko się zorientowałem, że nie lubię robić standardów. Zawsze miałem milion pomysłów, jak coś zmienić, ulepszyć, uładnić, udziwnić…

Nie jest łatwo ludzi namówić na coś innego, niż jest w katalogu. Ale ja mam dar - gadanie. Byłem kiedyś na castingu stolarskim. „Występowałem” jako czwarty specjalista, który przychodzi, mierzy i proponuje co, jak i za ile zrobić. Usłyszałem: Było tu trzech przed panem, ale dopiero jak pan opowiedział, jak chce to zrobić, to ja to zobaczyłam! I najczęściej robotę dostawałem.

Robienie w drewnie to jedno, ale ważny był dla mnie też kontakt z ludźmi. Ja bardzo lubię ludzi! Trafiłem też do super ekipy, miałem świetnego szefa, który był moim mentorem. Był też cholerykiem. Zawsze miał pod ręką czarną listę z nazwiskami do zwolnienia i podobno zazwyczaj to ja plasowałem się na pierwszym miejscu. Dlaczego? Bo zawsze byłem pyskaty i chciałem mieć ostatnie słowo. Tego nie lubił, za to cenił moją pracę. Jak pojawiłem się w telewizji, powiedział: Ja zawsze wiedziałem, że z mojego Wardziaczka coś dobrego wyrośnie!

To był taki człowiek jakich mało. Poszedłem do niego kiedyś po zaliczkę. Nie miał. Tego samego dnia, do mojego domu o godzinie 23 zadzwonił dzwonek do drzwi. Przyszedł szef i wręczył mi zaliczkę - pożyczył od znajomego. I powiedział: Masz, tylko przyjdź mi jutro na jedenastą do roboty. Pan Janek był wzorem szefa i ja też staram się taki być. Kiedy postanowiłem otworzyć własną firmę, wspierał mnie w tej decyzji. Za pierwszym razem się nie udało, przeszkodził konflikt interesów ze wspólnikiem. Wróciłem więc z podkulonym ogonem do pana Janka. Przyjął mnie z otwartymi ramionami i powiedział: No i co, ciężko? Z drugą firmą poszło mi dużo lepiej.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Dariusz Wardziak (@darek_stolarz_)

Dariusz Wardziak i LĘK

Jakie mam lęki? Raczej: jakich ja nie mam. Mam ich mnóstwo. Z jednej strony jestem spontaniczny. A z drugiej strony muszę mieć to życie poukładane. I to zapewnia mi moja kochana żona. Ona też trzyma moje pomysły w ryzach, bo potrafię odlecieć. Lęki też.

Jednym z tych większych lęków jest to, że i telewizja i/albo stolarstwo mogą się kiedyś skończyć. Nie umiałbym się odnaleźć w innej rzeczywistości zawodowej.

Ze dwa lata temu miałem nawet taki plan, żeby wszystko sprzedać i wyjechać za granicę i nie pracować. Chłopaki z planu śmiali się, że po maksymalnie 2 tygodniach byłbym z powrotem. Co lepiej stracić? Telewizję czy stolarstwo? Telewizję! Moje występy zawsze traktowałem jako dodatek. Przyznaję, że jest teraz pewna zmiana - więcej czasu poświęcam telewizji, ale to warsztat jest nadal moim pierwszym wyborem.

Dariusz Wardziak i ROZPOZNAWALNOŚĆ

Widzowie, ku mojemu zaskoczeniu myślą, że jestem zupełnie inny na ekranie, a inny w życiu. I dopiero jak mnie spotkają na żywo, to słyszę: o, jest pan taki sam tu i tu! Kiedyś brałem udział w imprezie w markecie budowlanym. Kiedy ja na scenie wygłaszałem swoje mądrości, moja żona stała w tłumie i usłyszała, jak jedna pani mówi do drugiej: Zobacz! Gada tak samo, jak w telewizji! Taki fajny facet, taki normalny, nie? Bardzo cieszą mnie takie opinie. W ogóle mam szczęście, bo rzadko spotykam się z negatywnym odbiorem mojej osoby. Kiedyś na lotnisku stałem obok pana, który powiedział, że żona chciała ze mną zdjęcie, ale rodzina ją powstrzymała. Podszedłem do tej pani i zapytałem, czy możemy sobie zrobić zdjęcie, bo chciałbym mieć z nią fotę. Radość tej pani była najlepszą nagrodą.

Czasem jak ktoś zapyta, czy jestem „Darkiem Stolarzem”, udaję, że to nie ja. Że jestem tylko podobny i że czerpię z tego nawet korzyści. Czasem ktoś się na to nawet nabierze. Nigdy nie dążyłem do tego, żeby być osobą powszechnie znaną. Ba, ja nawet o tym nie pomyślałem. Nie wiedziałem, czy się nadaję i długo do mnie nie docierało, że zdałem egzamin.

Potem kiedy zaklikało, zacząłem o siebie dbać, na przykład schudłem. Ale to też właściwie był przypadek. Dorota postanowiła schudnąć i wymyśliła challange. Przez 8 odcinków programu mieliśmy się odchudzać i porównywać wyniki. Do zawodów stanęliśmy w trójkę: Dorota, reżyser i ja. A ja potrafię być zawzięty! Efekt? Po tygodniu pierwsze ważenie: ja minus 5 kg. Dorota szok: Co ty sobie odciąłeś? Do końca ósmego odcinka schudłem 20 kilo, Dorota - 1,5, Reżyser 3 kilogramy. I jak tak schudłem, to okazało się, że dużo lepiej się czuję. Pilnuję teraz tej wagi, odpowiedniej diety i ruchu.

Dariusz Wardziak i HEJT

Wiadomo, że hejtu się nie uniknie. I na ten zawodowy zawsze odpowiadam. A jak ktoś się czepnie moich „tureckich” zębów to staram się nie reagować. Ludzie piszą, że mam drętwe żarty, że kim ja jestem, że moje meble nadają się do „Usterki”. Nie jest to miłe.

Prawdziwy kubeł zimnej wody dostałem przy przejściu do Telewizji Polsat. Pisali: zdradził Dorotę, tylko na hajsie mu zależy, pokłócili się i się obraził… itp. Nikt przecież z nich nie weryfikuje, że nadal lubimy się z Dorotą i że się wspieramy.

Przeszkadza mi to, bo sam nie jestem osobą hejtującą. Nawet jak coś mi się bardzo nie podoba, to mogę to powiedzieć żonie albo znajomym, a nie wypisywać paszkwile w Internecie. Nie rozumiem ludzi, którzy piszą obraźliwe rzeczy na kogoś, kogo nawet nie znają. Staram się tego nie czytać, ale nie da się w dobie dzisiejszej technologii nie wiedzieć, co o tobie piszą. Poza tym ważne jest dla mnie to, jak ludzie postrzegają mnie i mój zawód. A normalnie po ludzku jest to po prostu bolesne.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Nasz Nowy Dom (@nasznowydom)

Na całe szczęście czasem wystarczy jeden pozytywny wpis na setkę hejterów. Kiedy pojawił się artykuł o tym, że przechodzę do Polsatu, wylało się morze nieprzychylnych komentarzy. Ale był też taki wpis: Pan Darek rozpoczynał swoją karierę w TV, kiedy akurat robił nam meble. Nie wyłożył nam roboty. Wszystko elegancko dokończył i do dzisiaj cieszę się swoimi meblami, a znajomi pytają, kto je robił. Od razu poprawił mi się humor!

Uważam, że problem hejtu powinien być uregulowany prawnie. Każdy powinien pisać pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem i pokazać twarz. swoje imię i nazwisko oraz twarz. Mogę się założyć, że byłby tego o wiele mniej. My dorośli mamy już większa czy mniejszą odporność na tego typu zachowania. Ale dzieciaki już nie.

Dariusz Wardziak i PIENIĄDZE

Przez całe życie byłem negatywnie nastawiony do Facebooka i innych social mediów. A teraz okazuje się, że dzięki nim zarabiam. Stałem się influencerem. Późno, nie przeczę. A influencerów w moim wieku, którzy trafiają do targetu 40+ jest niewielu. I mało jest takich, którzy pokażą tej właśnie grupie produkty, które ich interesują. Bardzo cenię sobie to, że telewizja dała mi rozpoznawalność, którą mogę teraz monetyzować. A Polsat uwierzył w moją siłę jako samodzielnej osobowości telewizyjnej. Wiem, że warto mieć kilka źródeł zarobkowania i ja wreszcie osiągnąłem ten status.

Nie zawsze miałem pieniądze i wiem, jak to jest ich nie mieć. Dlatego bardzo ważna jest dla mnie poduszka finansowa, a nie tylko konsumpcja. Ponieważ mam te kilka źródeł i źródełek, mogę pozwolić sobie na to, żeby nie windować cen klientom za moje usługi. To, co się zmieniło, to oczywiście mniejsza dostępność moich usług - siłą rzeczy. No i teraz pracuję już nie bezpośrednio z indywidualnymi klientami tylko z zaprzyjaźnionymi i sprawdzonymi firmami. Nie mam więc kontaktu z docelowym klientem. Powiem więcej, klient nawet nie wie, kto mu tę kuchnię robił.

Ten kontakt z normalną robotą zapewnia mi to, czego potrzebuję. A potrzebuję czuć zapach wióra! I potrzebuję wnieść mebel na 4 piętro bez windy. Muszę czuć, że jestem stolarzem, a nie gwiazdą. Bo wiem też, że droga z nieba do piekła potrafi być bardzo krótka. A jedzenie małą łyżeczką jest bezpieczniejsze.

Rozsadek? Mam go, to prawda. Zassałem go podczas ceremonii ślubnej od mojej małżonki. Moja żona jest moim spławikiem, który nie pozwoli mi utonąć. Przykład? Bardzo proszę. Idziemy kupić dla mnie buty. Ja chodzę, marudzę, nic mi się nie podoba. I wychodzimy bez butów. Przechodzimy obok salonu samochodowego, mówię: chcę tego!!! No i wracam potulnie po buty.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Demakijaż – talk show (@demakijaz)

Dariusz Wardziak i MIŁOŚĆ

Żona jest moją opoką, wsparciem, wszystkim. To do niej pierwszej dzwonię, jak mi się coś nie uda. Razem jeździmy na moje eventy reklamowe, razem na zakupy i razem na wakacje. Kiedy jest dużo pracy, a jest tak prawie ciągle, mamy dla siebie bardzo mało czasu. Dlatego pilnujemy tych wspólnych chwil. Jesteśmy razem 20 lat i nadal się ze sobą nie nudzimy.

Mamy wspólne pasje. Uwielbiamy zwiedzać. Nawet jak pojedziemy poleżeć na leżakach, to zanim się obejrzymy, mamy zrobionych 30 tysięcy kroków dziennie. Ostatnio namówiłem żonę na snurkowanie. Jak weszliśmy do morza, to wyszliśmy dopiero po tygodniu. Ruiny zamków też razem zwiedzaliśmy, udało mi się Kasię namówić.

I właśnie podczas wyjazdów poruszamy najpoważniejsze problemy z naszego życia, wtedy łatwiej nam chyba złapać dystans i wszystko omówić. My naprawdę jesteśmy zupełnie normalnymi ludźmi. Znajomi mówią zdziwieni: o tobie to w Pudelku nie piszą. A o czym mają pisać? O tej samej żonie od lat? I tak właśnie jest super!

Oficjalny profil POLSAT na Instagramie - @polsatofficial

Oficjalny profil POLSAT na TikToku - @polsat