Pierwsza iskra
U Bartosza Klauzińskiego wszystko zaczęło się wyjątkowo wcześnie. Jak wspomina, kabaret towarzyszył mu od najmłodszych lat. - Od dzieciństwa. Byłem wychowany na kabarecie telewizyjnym. Wszystko, co było kabaretowego w telewizji, oglądałem i nagrywałem na VHS, bo nie było wtedy internetu i YouTube’a - wyznaje.
Od początku artystę fascynowały dwa zupełnie różne style. Uwielbiał Kabaret Tey i Kabaret Potem, czyli jak sam określił - dwa przeciwstawne bieguny humoru. - Ten pierwszy był bardziej społeczną satyrą, czasem grubymi nićmi szytą, a Potem to totalny odjazd literacki. Dwie zupełnie różne strony kabaretu, ale oba kochałem - opowiada w rozmowie z POLSAT.PL. - Do Zielonej Góry poszedłem na studia tylko po to, żeby mieć kabaret - dodaje z uśmiechem.
Dominika Najdek pamięta kabaret przede wszystkim jako rodzinny rytuał. - Oglądaliśmy festiwale razem z mamą. Pamiętam jej śmiech i śmiech całej naszej rodziny. Te chwile zostały mi bardzo mocno w głowie - przyznaje. Choć dziś stoi na scenie, jako dziecko była skrajnie nieśmiała.
- Bałam się występować, miałam dużo lęku przed sceną. Marzenia były gdzieś głęboko schowane. Przełom przyszedł dopiero na studiach, kiedy usłyszała słowa, które wszystko zmieniły. - Wojtek Kamiński z Kabaretu Jurki powiedział mi kiedyś: „Mogłabyś spróbować”. I spróbowałam. I tak zostałam - mówi.
Potrzeba występów u Tomasza Łupaka była obecna od zawsze. - Bardzo chciałem występować na scenie, choć w mojej rodzinie nikt nie miał takich pomysłów. Ciągnęło mnie do teatru, recytacji, pantomimy. Czułem, że muszę spróbować - wspomina. Jednocześnie nie ukrywa, że początki były trudne. - Na konkursach jurorzy dobitnie dawali mi znać, że „jeszcze nie umiem”. To bolało, ale też zmotywowało mnie, żeby wziąć się za siebie i zacząć się uczyć.

Zielona Góra zmienia wszystko
Choć każde z nich miało inną historię, los poprowadził całą trójkę do tego samego miejsca, czyli Zielonej Góry, uznawanej za „zagłębie kabaretowe”. To tam działał legendarny klub Gęba i tam odbywały się pierwsze występy i warsztaty. Bartosz Klauziński zaczął od nauki pod okiem jednego z najważniejszych ludzi w polskim kabarecie. - W Zielonej Górze zacząłem od warsztatów kabaretowych z Władkiem Sikorą. To był mój pierwszy prawdziwy krok na scenę - przyznaje.
Dominika Najdek zapamiętała Gębę jako miejsce wyjątkowej energii: - To był tygiel. Mnóstwo ludzi z różnych pokoleń, różnych wrażliwości. Dzięki temu powstawało bardzo dużo formacji i solistów – opowiada w rozmowie dla POLSAT.PL
A Tomasz Łupak z kolei podkreśla tempo, w jakim się rozwijali: - To był taki poligon emocjonalny i sceniczny. Bywało, że trzy razy w tygodniu były występy. Uczyliśmy się bardzo szybko, bo nie było wyjścia. Każdy chciał, żeby to wypadało jak najlepiej.

Pierwszy raz na scenie
Moment debiutu utrwalił się wszystkim. Bartosz Klauziński pamięta go bardzo dobrze do dzisiaj. - Pierwszy skecz poszedł nadspodziewanie dobrze. To było „Wysypisko Kabaretowe”, coś jak dzisiejszy open mic. I wtedy złapałem bakcyla na sto procent.
Dominika Najdek dopiero na studiach przełamała swój największy lęk. - Scena wygrała ze strachem. Tego po prostu nie dało się stłumić.
Za to Tomasz Łupak musiał wdrożyć się w kabaret zupełnie od zera.- Okazało się, że nie umiem. Trzeba było zrobić kilka kroków w tył i zacząć uczyć się wszystkiego od nowa - wyznaje szczerze.
Kabaret K2 nie powstał przypadkiem. To efekt marzeń, odwagi i ciężkiej pracy trzech osób, które postanowiły dać szansę swojej pasji. Dziś rozśmieszają całą Polskę, ale wszystko zaczęło się od pierwszego śmiechu, pierwszego skeczu i pierwszego występu.
Czasem jedna iskra wystarczy, żeby humor stał się sposobem na życie.