- Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i wygram w dobrym stylu - mówił Adam Kownacki (19-0, 15 KO) przed walką wieczoru. Kibice z zapartym tchem śledzili przygotowania, a potem każdą sekundę rywalizacji transmitowanej na otwartym Polsacie. Cel wyjątkowy: pas IBF InterContinental oraz kolejny krok do jeszcze bardziej prestiżowego trofeum w wadze ciężkiej. Światowa czołówka w zasięgu pięści. Warunek? Zwycięstwo.
- To będzie walka ognia z ogniem - opowiadał nasz zawodnik w rozmowie z Polsat Sport. - Jestem gotowy na dwanaście rund. Jak będzie sześć, to super. Siedem, też. A jedna? Ekstra! - dodał po oficjalnym ważeniu, na którym okazał się cięższy. Miał 120,8 kg wobec 110,6 kg wniesionych przez przeciwnika. - Parę funtów przyda się, żeby go odpychać. Sylwetka jest dobra, brzucha za bardzo nie mam. Wszystko gra - deklarował „Baby Face”. Humor mu dopisywał, bo podczas spotkania „face to face” zaprosił rywala do... tańca.
W drugim sztabie dominowała koncentracja i ciężka praca. Trener Joe Goossen postawił swoje warunki i drobiazgowo analizował każdy szczegół. - Kownacki wcale nie jest pięściarzem jednego ciosu. Bardzo dobrze składa swoje kombinacje: ciosy podbródkowe, proste, na głowę na tułów. Trudno się bronić. To wszystko dzieje się błyskawicznie - opisał wrażenia. - Adam ma wady. Nie jest demonem szybkości, ma luki w obronie... - wskazał człowiek, uznawany za tajną broń Amerykanina.
Co na to Chris „The Nightmare” Arreola (38-5-1, 33 KO)? - To będzie walka do pierwszego błędu. Przegra ten, kto jako pierwszy się pomyli - zapowiadał. Atuty 38-latka wymienił również Tomasz Adamek, któremu udało się go pokonać w 2010 roku. - To twardy facet, który ma ciężkie i dość szybkie ręce. Cały czas wywiera presję - wyliczał, ale i tak w tej konfrontacji zdecydowanie stawiał na Polaka. - To już nie ten „Koszmar”. Minęło kawał czasu, stoczył wiele wojen i dużo przyjął - słusznie prognozował „Góral”.
- Nawet jeśli miałem na koncie świetne pojedynki, nie zdobyłem tytułu. Nic w karierze nie osiągnąłem - motywował się Chris Arreola, który po porażce z Deontayem Wilderem w 2016 roku o mistrzowski pas WBC nie chciał już wracać na ring. Zrobił to jednak po dwóch latach przerwy, pokonał Maurenzo Smitha i Jeana Pierre'a Augustina i poprawił rekord, dając sobie kolejną szansę. - Jestem dla siebie surowy. Liczę, że będę lepszy, niż byłem - przekonywał. - Nie jestem w boksie dla pieniędzy. Jeśli przegram, zakończę karierę - dodał. Wszystko na to wskazuje...
Polak jest wciąż niepokonany! Dwudzieste zwycięstwo zapamięta na długo, a doświadczenie będzie mógł wykorzystać w kolejnych starciach. O triumfie jednogłośnie zadecydowali sędziowie - 117:111, 118:110 i 117:111. Niesamowita walka trwała 12 zakontraktowanych rund. Obaj wyprowadzili rekordowe w wadze ciężkiej 667 celnych ciosów, ale wojnę w ringu rozstrzygnął na swoją korzyść Adam Kownacki. Brawo! Biało-Czerwoni fani boksu mają powody do dumy!
Po więcej informacji sportowych zapraszamy na POLSATSPORT.PL.
Zobacz także:
„Ninja Warrior Polska”: Nowe przebojowe show Polsatu!