2017-05-17

Kulczycki w kabriolecie podrywający nastolatki?

0

Łukasz Płoszajski dla POLSAT.PL z okazji jubileuszu „Pierwszej miłości”. Aktor występuje w serialu od początku, a mamy już odcinek 2500! To doskonały moment, aby porozmawiać o kulisach produkcji oraz Arturze Kulczyckim, w którego wciela się od 2004 roku.

- Kim jest pana postać? Kiedyś użył pan porównania z „belką spajającą pozostałych bohaterów’. Co to znaczy?
- Mój bohater został tak skonstruowany, że rzeczywiście miałem przyjemność grać we wszystkich wątkach serialu i przeżyć przygody jakich nikt oprócz mnie i serialowej Marysi nie przeżył. Artur to postać bardzo przewrotna, zmienna, nieprzewidywalna, okraszona również dobrym humorem. To złoty chłopak tak naprawdę, który z pewnością nie raz jeszcze zaskoczy.

- Obecnie pana postać jest dosyć samokrytyczna. Czy dobrze gra się osobę bardziej samoświadomą?
- Świadomość przychodzi z wiekiem i doświadczeniami życiowymi, a tych Artur miał już sporo. Dobrze się gra to, co nie jest jednowymiarowe, co i mnie samego może zaskoczyć. I widz, i aktor lubi suspens, i oby ich w scenariuszu było jak najwięcej. Dawno nie grałem scen komediowych i muszę przyznać, że tęsknię trochę za nimi.

- Które wątki serialu najbardziej pana zaskoczyły?
- Moja przygoda z hazardem i finał tej słabości. To był bardzo mocny wątek i do dziś wspominany przez wielu widzów. Było naprawdę bardzo wielu aktorów z którymi uwielbiałem grać sceny i myślę, że parę perełek udało nam się stworzyć. Sam jestem ciekaw, co się wydarzy dalej.

- Jakie nowe postaci ubarwiły serial?
- U nas non stop pojawia się nowy bohater, który wnosi coś nowego. Z całą pewnością powinienem wymienić tutaj serialową Aśkę, Aleksandra, Melkę, lecz również i te mniejsze role, które zwracają uwagę, jak na przykład kochanka Marka, kontrahenci Kulczycki Corporation czy recepcjonistka w hotelu, którą grała Agata Załęcka.

- Co było istotne dla pana na początku serialu?
- Gram od pierwszego odcinka, a początki były tak samo przyjemne jak i kompletnie niewiadome. Zastanawialiśmy się, co się wydarzy po emisji, czy ludzie nas polubią i czy przypadnie im do gustu moja grzywka. Pamiętam jak po zdjęciach biegliśmy na montaż, żeby obejrzeć pierwsze sceny. Każdy z nas wkładał w tę pracę kawał siebie i mnóstwo serca. Zależało nam na tym, żeby stworzyć jak najlepsze postaci, w kółko rozmawialiśmy o tym z reżyserami i scenarzystami. Myślę, że to właśnie tak zaowocowało na przyszłość i przeniosło się na ekran.

- Jak pana postać zmieniła się przez te 2500 odcinków?
- Dorosłem, dojrzałem, dziś już nie jestem chłopakiem, który skacze z kwiatka na kwiatek i w dodatku jest zbuntowanym nastolatkiem. Choć może byłoby to ciekawe, gdybym kupił kabrioleta, dał się poderwać nastolatce i wrócił do zabawy w klubach.

- Co chciałby pan wprowadzić do scenariusza serialu?
- Pomysłów miałbym bez liku. Nie chcę jednak zabierać przyjemności tworzenia scenarzystom, bo to również bardzo odpowiedzialna praca.

- Czy wyobraża pan sobie siebie w odcinku 5000?
- Skoro te trzynaście lat zleciało jak jeden dzień, dlaczego by nie przeżyć kolejnych trzynastu. Hmmm, ciekawe czy nam się uda…

- Co jest tak cennego w serialu, że decyduje o jego sukcesie?
- To serial dla wszystkich. To serial rozrywkowy, gdzie dobro zawsze zwycięża. To serial pełen uczuć, zarówno tych dobrych jak i złych. To serial, który daje ludziom na moment możliwość przeniesienia się do dużo lepszego świata.

Rozmawiał Maksymilian Jaworowski

Pierwsza miłość” od poniedziałku do piątku o godz. 18:00 w Telewizji POLSAT.

Zobacz także:
Jaka przyszłość czeka Urszulę Dębską w serialu?

Komentarze