Przed meczem w szeregach Rakowa trwała wyjątkowa mobilizacja. - W środę, od razu po meczu w Białymstoku przyjechaliśmy do Lublina. Trenowaliśmy tu codziennie, ale oprócz pracy nastawiliśmy się też na regenerację. W sztabie jest siła i doskonale sobie z tym radzimy. Zawodnicy będą gotowi na dwieście procent - zapowiadał trener Marek Papszun.
Drużyna z Częstochowy przed niedzielnym finałem miała zapewniony udział w europejskich pucharach dzięki dobrej grze w lidze. Nie zamierzała jednak na tym poprzestać. - Zdajemy sobie sprawę z rangi spotkania. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do walki przez dziewięćdziesiąt albo więcej minut, żeby przywieźć Puchar Polski do Częstochowy - deklarował trener formalnego gospodarza i faworyta meczu.
Przystępującą do spotkania jako pierwszoligowiec Arka Gdynia w swojej historii udowodniła, że potrafi sprawić sensację. W 2017 roku mało kto stawiał na nią w finałowym meczu z Lechem Poznań, a trofeum trafiło wówczas na Pomorze. Dodatkową motywacją jest możliwość wywalczenia prawa gry w kwalifikacjach nowego europejskiego pucharu - Conference League oraz aż o 8,1 mln złotych. Na tę pulę złoży się 5 mln od PZPN i 3,1 mln od Ekstraklasa SA.
Głównym celem żółto-niebieskich na ten sezon był powrót do Ekstraklasy, ale udane występy w Fortuna Pucharze Polski sprawiły, że w Gdyni apetyty na końcowy triumf rosły z meczu na mecz. - Na początku nie myślałem za wiele o Pucharze Polski. Dopiero przechodząc kolejne rundy, te rozgrywki stawały się coraz bardziej realnym celem - przyznał trener Dariusz Marzec.
A co działo się na boisku? Pierwszą połowę, która zakończyła się remisem 0:0, wypełniła wyrównana gra obu drużyn. Po przerwie już od samego początku serca kibiców zabiły mocniej. W 48. minucie piłkarze Rakowa Częstochowa domagali się podyktowania dla nich rzutu karnego, ponieważ Michał Marcjanik zagrał piłkę ręką. Po analizie sędzia jednak tego nie uczynił.
W 57. minucie Fabian Hiszpański popisał się efektownym minięciem przeciwnika i podał do Mateusza Żebrowskiego. Ten zdaje się chciał zagrać do Macieja Rosołka, ale dośrodkowanie przerodziło się w zaskakujący strzał. Piłka wpadła do siatki!
Po straconym golu zawodnicy Rakowa rzucili się do ataków, co przyniosło efekt w 81. minucie. Po dośrodkowaniu Frana Tudora błędy obrońców bezlitośnie wykorzystał Iván López Álvarez. Znany jako Ivi napastnik mocnym strzałem posłał piłkę do bramki Arki. Strzegący jej Kacper Krzepisz był bez szans.
Decydującą o wyniku spotkania akcję Raków przeprowadził w 89. minucie. Ivi w znakomitym stylu wyprowadził akcję spod własnego pola karnego, zagrał do Daniela Szelągowskiego, który podał do Daniela Tijanicia. Słoweniec ustalił wynik pewnym uderzeniem z bliskiej odległości.
Raków po raz pierwszy w historii zdobył Puchar Polski. W finale rozgrywek częstochowianie zagrali po raz drugi. W 1967 roku ówczesny trzecioligowiec przegrał z Wisłą Kraków 0:2 po dogrywce. Arka Gdynia dotarła do finału rozgrywek po raz czwarty, a triumfowała w latach 1979 i 2017.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Raków Częstochowa - Arka Gdynia 2:1 (0:0)
Bramki: Ivi 81, Tijanić 89 - Żebrowski 57
Po więcej informacji sportowych zapraszamy na POLSATSPORT.PL.