2018-08-09

Patryk Kumór: Wyciągnąłem wiele wniosków po programie

Uczestnik „Tylko muzyka. Must be the music” wspomina udział w show. W rozmowie z POLSAT.PL opowiedział o tym, jak trafił na casting do programu, jakie emocje towarzyszyły mu podczas pierwszego występu i jakie wrażenie zrobili na nim jurorzy. Choć Patryk Kumór odpadł w półfinałach 5. edycji programu, jego kariera się nie skończyła. Wręcz przeciwnie. Muzyk promuje obecnie singiel „Skok na bank” i przygotowuje się do premiery czwartego solowego krążka.

- Jak wspominasz swój udział w „Tylko muzyka. Must be the music”?
- Bardzo dobrze. To było miejsce, w którym się nauczyłem bardzo dużo, chociaż już przed programem czułem się raczej doświadczonym muzykiem. Miałem już na koncie parę płyt i parę filmów.

- Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na przesłuchania?
- Od dzieciaka miałem problem z byciem ocenianym przez kogoś, kogo uważam za autorytet. Postanowiłem, że przełamię ten lęk. Zawsze byłem otwarty na konstruktywną krytykę. Na casting poszedłem bardzo spontanicznie, po telefonie koleżanki. No i dopiero się zaczęło (śmiech)! Nie ukrywam, że zderzenie się z jurorami było mocne. Uwielbiam Adama Sztabę, jest genialny. Ela Zapendowska jest wielkim autorytetem. Kora to ikona rock’n’rolla w Polsce. Mój tata w dzieciństwie puszczał mi płyty Maanamu. Łoza zawsze uważałem za gościa, który jest totalnie open-minded.

- Pamiętasz emocje, które towarzyszyły ci podczas pierwszego występu?
- W moim życiu działy się wtedy bardzo złe rzeczy. Moja babcia odeszła na 3-4 dni przed castingiem. Stwierdziłem, że muszę sobie udowodnić, pomimo okoliczności, że potrafię tam zaśpiewać. Wykonałem wtedy numer „Use Somebody”, który bardzo wtedy czułem. Do tej pory gram ten utwór na koncertach. Zawsze się śmieję, że żałuję, że to nie ja go napisałem (śmiech). Okazało się, że mój występ spodobał się jurorom i publiczności. Nie pamiętam w życiu drugiego tak szczęśliwego momentu.

- Co jeszcze utkwiło ci w pamięci?
- Słowa Kory, która powiedziała, że jestem śpiewakiem. Poczułem, że to było to, co chciałem usłyszeć. Chciałem żeby ktoś ocenił to, na co całe życie pracowałem. Kiedy ludzie o takich talentach chwalą twój występ, to brzmi to jak najpiękniejsze słowa, które możesz usłyszeć. Dostałem też dużo porad od Adama w trakcie trwania programu.

- Twoja przygoda z show skończyła się jednak na półfinałach.
- Dobrałem wtedy złą piosenkę. Ale to dobrze, dostałem wtedy kubeł zimnej wody na głowę (śmiech). Bardzo podobało mi się obiektywne traktowanie uczestników. Zaśpiewałem piosenkę dobrze, ale ode mnie wymagało się więcej. Nie do końca wtedy to zrozumiałem. Byłem wściekły, że nie udało mi się przejść dalej. Pół roku później obejrzałem ten występ jeszcze kilka razy i wiem już, o co chodziło jurorom. Muzycznie było to zaśpiewane bardzo dobrze, natomiast chodziło o wiarygodność. Nie dałem z siebie tyle, ile mógłbym dać.

- Wyniosłeś z tego doświadczenia jakąś lekcję?
- Mogłem się obrazić, ale potraktowałem to jako komplement, żeby rozwijać się dalej. Jurorzy zobaczyli we mnie potencjał, chcieli żebym był kimś więcej. „Tylko muzyka. Must be the music” to był dla mnie przełomowy moment. Wiele wniosków wyciągnąłem po tym programie. Zrozumiałem też inną ważną rzecz - żeby moja muzyka mogła się obronić, to ktoś musi ją usłyszeć. Znam świetnych muzyków, którzy do dzisiaj tego nie pojęli.

- Masz jeszcze jakiś fanów z tamtego okresu?
- No jasne! To jest niesamowite, że po tylu latach wciąż pamiętają mnie z tego programu, przychodzą na koncerty i kupują płyty. Jestem za to bardzo wdzięczny. Nie wygrałem, ale najwidoczniej taka była moja droga. Uważam, że to wszystko zaprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz.

Rozmawiała Julia Borowczyk

Zobacz także:
Gwiazdy Polsatu wspominają Korę. Słuchali jej wszyscy!
Nie żyje Kora, wybitna artystka i ikona wolności
Paulina Czapla z „Must be the music” zadebiutowała
Zwycięzca „Must be the music” porzucił scenę dla Kościoła