2018-06-14

Co kręcił Łukasz Palkowski, zanim stał się „Najlepszy”

„Wojna żeńsko-męska” pozwala sprawdzić, jak mistrz budował swój warsztat. Po niej był już wielki sukces filmu „Bogowie”, a potem głośnego „Najlepszego” o Jerzym Górskim. Łukasz Palkowski musiał jednak najpierw wyszlifować swój talent, zanim pokazał pełnię reżyserskich umiejętności.

Zaczął w 2007 roku od skromnego „Rezerwatu”. Kameralne kino pokazujące uroki warszawskiej Pragi z perspektywy fotografa Marcina Wilczyńskiego (Marcin Kwaśny) zostało docenione przez krytyków i jury licznych festiwali filmowych. Nie zabrakło wśród nich prestiżowych nagród z Koszalina, Gdyni czy polskich Orłów, a także Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego dla Soni Bohosiewicz oraz Paszportu „Polityki” dla reżysera. Filmowe odkrywanie zakamarków „mrocznej” Pragi i przyglądanie się zajęciom jej mieszkańców pachniało kinem dokumentalnym i włoskim neorealizmem. A taka niemodna wówczas droga pozwoliła Łukaszowi Palkowskiemu wypłynąć na szerokie wody polskiego filmu. Został okrzyknięty jednym z najbardziej utalentowanych debiutantów i nadzieją polskiego kina.

Młody twórca nie dał się jednak zaszufladkować jako autor kina arthouse’owego. Drugi filmowy krok wykonał w kierunku komercji, by sprawdzić się także na tym niełatwym polu. Doborowa obsada (m.in. Sonia Bohosiewicz, Grażyna Szapołowska, Wojciech Mecwaldowski, Tomasz Karolak, Tomasz Kot, a nawet wcielający się w prezentera telewizyjnego Krzysztof Ibisz) pomogła zdobyć popularność w zupełnie innej grupie odbiorców.

„Wojna żeńsko-męska” - bo o tym filmie mowa - pokazuje historię bezrobotnej dziennikarki, która walczy z nadwagą i brakami na koncie skuteczniej niż Bridget Jones. I chociaż o mężczyznach wie niemal wszystko, to znalezienie tego właściwego wymaga od niej nie lada wysiłku. Szczególnie, że dorosła córka nie tylko bezlitośnie ocenia jej poczynania, lecz także sama liczy na radę matki w miłosnych rozterkach. 

Produkcja przyciągnęła do kin pokaźną liczbę widzów, ale twórcy liczyli na więcej. Łukasz Palkowski nie przejmował się jednak frekwencją i wyciągał wnioski, szykując się do kolejnych filmów. Okazał się wyjątkowo zdolnym uczniem, bo jego kolejne dzieło to wzorcowy przykład udanego połączenia komercji z art housem. „Bogowie” przyciągnęli do kin grubo ponad dwa miliony widzów i byli najchętniej oglądanym polskim filmem 2014 roku (wyraźnie wyprzedzili m.in. „Miasto 44”, „Jacka Stronga” czy „Pod Mocnym Aniołem”).

Po biografii Zbigniewa Religii nadszedł czas na kolejną opowieść o wyjątkowej postaci - triathlonowym mistrzu świata i byłym narkomanie, Jerzym Górskim. „Najlepszy” - wzorem „Bogów” - zebrał masę nagród i cieszył się ogromnym powodzeniem publiczności. Podobnie do poprzedniego filmu Łukasza Palkowskiego - łączył zaczerpniętą z komercyjnego kina atrakcyjną formę opowiadania z pogłębionym przekazem charakterystycznym dla kina arthouse’owego.

Dlatego nie ma co się obrażać na Łukasza Palkowskiego za „Wojnę żeńsko-męska”. Wypada raczej uważnie przyjrzeć się jego komercyjnemu skokowi w bok i wyciągnąć lekcje z tego, jak on sam wyciągał lekcje ze swoich pierwszych kroków w poważnym kinie. Nie każdy debiutuje jak Roman Polański czy Orson Welles. Na sukces trzeba czasem zapracować, jak Łukasz Palkowski.

Zobacz także:
„Najlepszy”: Nowy smak zwycięstwa w kinie
„Najlepszy” - polski film, który daje nadzieję