2017-12-15

Macademian Girl: Swoją przyszłość wiążę z telewizją

0

Blogerka modowa wchodzi na wyższy poziom i snuje kolejne plany. Czy ludzie nadal nazywają ją cyrkowcem i czy czasami ma ochotę wtopić się w tłum? Gwiazda uchyliła rąbka tajemnicy specjalnie dla POLSAT.PL.

Macademian Girl, a tak naprawdę Tamara Gonzalez Perea, to jedna z najbardziej wpływowych polskich blogerek. 27-latka ze Szczecina zrobiła zawrotną karierę, dzięki swojej stronie www.macademiangirl.com, na której publikuje nie tylko swoje wielobarwne stylizacje, lecz także porady i teksty motywacyjne. Znana jest z charakterystycznego, niepodrabialnego stylu, który jeszcze kilka lat temu budził niemałe kontrowersje. Dziś Macademian Girl osiągnęła status gwiazdy i ekspertki modowej, której rad słuchają tysiące kobiet. Prowadzi swój autorski program „Królowe second handów”. Była także gospodynią finału pierwszej polskiej edycji programu „#Supermodelka Plus Size”. I jak sama zapowiada - to dopiero początek.

- Macademian Girl to…?
- To kobieta bardzo zabiegana i zapracowana (śmiech). Oprócz bloga prowadzę program telewizyjny i rozwijam kanał na YouTube. Działam na różnych płaszczyznach. Zazwyczaj wstaję o 7:00, żeby mieć czas na ostatnie konsultacje z moim zespołem i odpisywanie na maile. Ale niedawno budzik dzwonił 5:30 lub 6:00 rano. Teraz jednak dzięki temu, że mam świetnych współpracowników, mogę pozwolić sobie na trochę więcej snu. Kilka razy w miesiącu biorę udział w sesjach fotograficznych, podczas których robię zdjęcia na stronę. Poza tym, biegam ciągle na spotkania biznesowe, wywiady - i tak do późnego wieczora. To bardzo płynna praca, nie ma godzin od-do. Ma to oczywiście swoje plusy, ale i minusy, bo często coś dzieje się nocą albo w święta.

- Czy w tej show-biznesowej gonitwie udaje ci się znaleźć czas dla siebie i bliskich?
- Absolutnie najtrudniejszym zadaniem jest utrzymanie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Kiedy zaczynałam prowadzenie bloga, to te sfery bardzo się przenikały, a to nie jest do końca dobre. Teraz mam większy komfort pracy i mimo wielu obowiązków potrafię znaleźć czas i dla siebie, i dla bliskich. Bardzo tego pilnuję, choć nie zawsze się udaje.

- Jak wykorzystujesz ten czas?
- Na pewno ostatnią rzeczą, o jakiej pomyślałabym w czasie wolnym, jest impreza. Bardzo lubię natomiast chodzić do kina, nawet sama.  Ostatnio wciągnął mnie serial „The Crown”. Często zapraszam przyjaciół do domu. Zdarza mi się także posiedzieć w całkowitej ciszy, z ciepłą herbatą i moimi dwiema kocicami. Kocham też książki. Jako nastolatka zaczytywałam się w powieściach fantasy, teraz wolę biografie. To sama przyjemność czytać o ludziach, którzy dokonali w życiu czegoś niezwykłego. Jeżeli mam więcej czasu wolnego, to podróżuję, bo to niesamowicie inspirujące. Wyjazdy uczą tolerancji, otwartości i pokazują różnorodność. Dzięki nim mogę też zdobywać ciekawe treści na bloga. W ostatnich latach szczególnie zachwycił mnie Hong Kong. Obiecałam sobie, że kiedyś będę tam spędzać co najmniej dwa tygodnie w roku. To miasto łączy w sobie wschód i zachód, jest naprawdę magiczne. Za klimat kocham też Bali, gdzie byłam ostatnio dwa razy,  Grecję za mentalność mieszkających tam ludzi, a Włochy za optymizm i umiejętność celebrowania życia przez mieszkańców.

- Czas wolny masz głównie dzięki swoimi współpracownikom, który odciążają cię w obowiązkach. Ile osób pracuje nad blogiem?
- Nad blogiem pracuje 12 osób. To fantastyczny zespół, który czuwa nad tym, aby wszystko dobrze działało. Często, jeśli coś się dzieje, to informacja o tym dociera do mnie, gdy wszystko jest już załatwione. Działamy jak dobrze naoliwiona maszyna. Najważniejsze to pracować z zaufanymi ludźmi, tym bardziej, że nasza praca jest specyficzna. Robimy wszystko w imię wspólnej idei. Pokazujemy, że każda kobieta może być piękna niezależnie od rozmiaru. I że moda nie ma nic wspólnego z metką, a wiele ze znajomością swojego ciała i swoich atutów. Wokół mnie są osoby, które wierzą w to tak mocno jak ja. Nasz sukces jest sukcesem zbiorowym. Mamy nadzieję, że  przed nami wielkie rzeczy.

- Czy blogerom łatwiej jest teraz czy łatwiej było kiedyś, gdy blogosfera w Polsce dopiero powstawała?
- Kiedy zaczynałam prowadzić bloga, było trudniej o tyle, że nie wiadomo było z czym to się je. To nie był sposób na życie, ale hobby, które nie przynosiło żadnych zysków. Nie trzeba było mieć nie wiadomo jakiego stylu, wystarczyło zacząć działać i się pokazywać, a od razu znajdowali się ludzie, którzy chcieli to oglądać. Z drugiej strony jest teraz o wiele więcej blogów, większa konkurencja, a stali czytelnicy stali się o wiele bardziej wymagający. Mają większe oczekiwania i chcą nie tylko oglądać ładne zdjęcia, lecz także poznawać interesujące treści. Mimo wszystko uważam, że przebić można się zawsze. Trzeba mieć coś do powiedzenia i pomysł na to, jak to sprzedać w przystępny sposób. Wystarczy spojrzeć na Angelikę Muchę, która wypłynęła stosunkowo niedawno.

- Na początku twojej blogowej kariery ludzie nie szczędzili ci gorzkich słów. Czy nadal czytasz na swój temat negatywne komentarze?

- Negatywne komentarze zdarzają się już bardzo rzadko. Wydaje mi się, że zapracowałam sobie na to szczerością, bo nikogo nie udaję, a czytelnicy od razu wyczuwają nieszczerość u blogerów. Nie chciałam też nigdy nikogo zmieniać na siłę. To co pokazuję to tylko propozycje, można z nich skorzystać lub nie. Akceptuję to, że ktoś ubiera się inaczej albo, że komuś może nie podobać się mój styl. Moją życiową dewizą jest „żyj i daj żyć innym” - i tego się trzymam. Każdy ma prawo być taki, jaki chce, i nie nam to oceniać. Różnorodność działa tylko na plus. Zauważyłam, że dzięki takiemu podejściu i sumiennej pracy, z czasem nawet ci, którzy nie są fanami estetyki, jaką prezentuję, zaakceptowali moją obecność w mediach i podchodzą z szacunkiem do tego co robię.

- Negatywnych opinii jest mniej niż kiedyś, ale wszechobecnego hejtu nie da się w tych czasach uniknąć. Jak reagujesz na krytykę?

- Jeśli ktoś publikuje komentarz w stylu „nie podoba mi się, bo nie”, to nie wchodzę z autorem w polemikę, bo nie przekonam kogoś, że przecież nie jestem wielbłądem. On już wie lepiej i koniec. Jeśli jednak jest to konstruktywna krytyka, to oczywiście chętnie się nad nią pochylę i zastanowię czy nie ma w niej odrobiny racji. Jako dziecko zetknęłam się z agresją i rasizmem ze strony rówieśników, słyszałam na swój temat dużo gorsze rzeczy niż to, że wyglądam jak choinka albo cyrkowiec. Zobaczyłam wtedy czym jest prawdziwy hejt. Ubranie można zmienić, ale koloru skóry już nie. To doświadczenie uodporniło mnie i dlatego teraz dużo trudniej zrobić coś co mi sprawi przykrość. Oczywiście nikt nie jest z kamienia, ale trzeba się pogodzić z tym, że w życiu zawsze znajdą się tacy, którzy będą życzyć ci źle. Jednak zamiast się tym przejmować, po prostu robię swoje i skupiam się na moich fantastycznych czytelniczkach - kobietach, które mnie potrzebują i które chcą mnie wysłuchać.

- Zwracasz na siebie uwagę nie tylko ze względu na rozpoznawalną twarz, lecz także z powodu kolorowych strojów. Nie masz czasem ochoty, by stać się niewidzialną?

- Mieszkając w Warszawie przyzwyczaiłam się już do tego, że bywam rozpoznawana na ulicy, czy w kawiarni. Na szczęście ludzie tutaj często widują znane osoby i zawsze zachowują wysoką kulturę. Musiałam przestawić się na tryb osoby publicznej, która nigdzie nie jest prywatnie poza swoim domem, chociaż i tam nie do końca czuję się incognito. Ostatnio miałam robione pomiary wentylacyjne w domu i pan, który mnie odwiedził, przez cały czas bardzo mi się przyglądał. Byłam wtedy w dresie i bez makijażu. Kiedy wychodził, zapytał mnie: „A czy z tego bloga to da się wyżyć?” (śmiech). To jest cena, którą płacę za popularność. Ale popatrz, nie jest tak źle - siedzimy w restauracji, nikt nas nie atakuje, więc to nie jest tak, że nie mogę spokojnie wyjść do miasta. Jeśli jednak ktoś do mnie podejdzie i poprosi o zdjęcie, to nie mam z tym problemu i traktuję to jako komplement i pozytywne doświadczenie. To znaczy, że to co robię dociera do ludzi.

- Masz już duże doświadczenie telewizyjne. Czy jest dla ciebie jakaś różnica między występem na żywo a nagraniem, które jest później montowane?

- Różnica jest ogromna, Oczywiście mam już doświadczenie telewizyjne, ale co innego wystąpić w programie śniadaniowym, a co innego poprowadzić na żywo pierwszy finał polskiej edycji #Supermodelki Plus Size. Wcześniej zdarzało mi się prowadzić eventy, chociażby w centrach handlowych, ale to coś zupełnie innego. Na żywo emocje sięgały zenitu. To był rodzaj sprawdzianu. Na szczęście wszystko się udało, a ja czuję, że rozpoczęłam, kolejny, wyższy poziom. To świetne uczucie. Nie muszę chyba mówić, że połknęłam bakcyla. Od razu po zakończeniu show zażartowałam do mojej menadżerki - "Natalia, to w przyszłym roku prowadzę Sylwestra!"(śmiech). Przed kamerą czuję się fantastycznie, dlatego tak często współpracuję z telewizją, a swoje kanały poszerzyłam o YouTube na którym regularnie publikuję nowe filmy.

- Biorąc pod uwagę twoje dokonania, czy czujesz, że możesz teraz trochę odetchnąć?

- Trudno jest osiągnąć sukces, ale jeszcze trudniej jest go utrzymać. Zawsze mnie bawi kiedy ktoś mówi, że teraz jest moje pięć minut. Dokładnie to samo słyszałam i trzy, i cztery, i pięć lat temu. Dla mnie poprzeczka ląduje coraz wyżej, a ja jestem głodna nowych doświadczeń i nie zamierzam teraz spocząć na laurach. Zamiast osiadać w bezpiecznej przystani, wolę nieustannie żeglować coraz dalej.

Rozmawiała: Joanna Grochal

Zobacz także:
Kuba Świderski w nowej roli. Jak sobie radzi?
Krzysztof Wieszczek szuka ekstremalnych wyzwań
Ewa Minge ma idealnego męża. Czy znów zostanie mamą?
Jak Michał Koterski sprawdza się w roli ojca?
Krzysztof Ibisz: Uwielbiam prowadzić teleturnieje
Andrzej Gałła: Spotkałem takich jak prezes Kozłowski
Ewa Jakubowicz: Pierwszy raz do kogoś strzelałam

Komentarze