2018-03-19

Tomasz Skrzypniak: Chciałem być jak mój tata

Krystian z serialu „Gliniarze” o roli, która zmieniła jego życie. Aktor opowiada POLSAT.PL o inspiracjach czerpanych z rzeczywistości, reakcjach prawdziwych policjantów oraz spotkaniach z licznymi fanami. Dlaczego zależało mu na roli starszego aspiranta Górskiego?

- Miał pan kiedyś takie marzenie, żeby zostać policjantem?
- Od dziecka oglądałem seriale kryminalne. Lubię zarówno paradokumenty, jak i fabuły, ale w paradokumencie cenię sobie to, że nie może być zbyt wiele przekłamań. My nie możemy na przykład trzymać broni w niewłaściwy sposób. Paradokument charakteryzuje się tym, że jest maksymalnie zbliżony do prawdy. Poza tym liznąłem trochę tego świata, bo mój tata pracował jako policjant w wydziale dochodzeniowo-śledczym. Jako dziecko lubiłem też oglądać serial „Fala zbrodni”. Kiedy więc usłyszałem o tym, że ma powstać kolejny serial kryminalny, to bez wahania postanowiłem pójść na casting.

- Jakie ma pan doświadczenia z prawdziwą policją?
- Najwięcej miałem ich za pośrednictwem taty, który opowiadał mi dużo o kulisach swojej pracy. A ja zawsze byłem tego bardzo ciekaw. I właśnie dzięki niemu wiem, że rzeczywistość policjanta jest trochę inna od tego, co pokazujemy w serialu. Jest w niej dużo papierkowej roboty i siedzenia za biurkiem, a my w serialu skupiamy się głównie na akcji. Pamiętam doskonale, jak przychodziłem jako mały chłopiec do taty do pracy na komendę i on często siedział przy biurku i wypełniał dokumenty. Gdybyśmy się na tym skupili, serial byłby nudny.

- Jak pana tata ocenia „Gliniarzy”?
- Jest prawda życia i prawda ekranu. Tata czasem zwraca mi uwagę, że w serialu wchodzimy do kogoś do mieszkania, nie pokazując nakazu czy zezwolenia. Ale pokazywanie całej procedury nie byłoby dla widza najciekawsze. To zawsze trochę trwa i nie jest atrakcyjne. Są więc pewne odstępstwa od tego, jak wygląda prawdziwe życie gliniarza, ale jest ich mniej niż w wielu serialach fabularnych.

- A jak reagują inni policjanci?
- Czasem jak mnie drogówka zatrzyma, to policjanci żartują, że jakby to tak wszystko szybko szło, że rozwiązanie sprawy zajmuje nam trzy dni i że prowadzimy dwie sprawy na raz, to by dopiero były statystyki. Bo w serialu mamy nierealne tempo działania. Tata też zwracał mi na to uwagę, że nad niektórymi sprawami pracowało się bardzo długo. Myśleliśmy więc nad tym, żeby wprowadzić do serialu wątki, które będą się ciągnęły przez kilka odcinków.

- Czy pana spotkania z policją wiążą się czasem z jakimiś zabawnymi sytuacjami?
- Zdarzało mi się podczas zatrzymania tłumaczyć, że spieszę się na szkolenie z naszym policjantem. A policjanci z drogówki brali papiery, wracali z samochodu i mówili: „Aspirancie Górski, kończy się na pouczeniu, ale prosimy doszkolić się jazdy” (śmiech).

- A co policjanci doceniają?
- Nasz sposób bycia, bo policjant kryminalny ma zupełnie inny styl niż policjanci z drogówki. Często wygląda jak bandyta, więc w sumie my prezentujemy się nawet zbyt niewinnie. Pamiętam taką sytuację u siebie w Ostrowie Wielkopolskim: przez park szło dwóch wielkich „koksów”, podchodzą do grupki czterech chłopaków i mówią do nich: „Wydział kryminalny, dokumenty prosimy”. Przeszukali ich, znaleźli narkotyki, skuli w kajdanki, podjechały samochody i po akcji. Staramy się iść z wiarygodnością w tym kierunku i odbiór jest pozytywny. Mamy też szkolenia, na których policjanci nas pouczają, że jak na przykład wywalam drzwi, to potem nie ja wpadam do mieszkania, tylko inny policjant. Poznajemy procedury i staramy się odwzorowywać je możliwie wiarygodnie. W niewielu produkcjach tak jest.

- Serial ma dużą oglądalność. Czy odczuwa pan popularność?
- Oj myślę, że każdy z aktorów „Gliniarzy” ją odczuwa. Wszędzie - w szkole, w sklepie; czy jestem w Warszawie, czy jestem w Ostrowie, czy jestem w Kaliszu lub gdziekolwiek indziej. Ostatnio byłem z mamą na mieście, przejeżdżał samochód, zatrzymał się, cofnął i kierowca zapytał, czy to ja gram w „Gliniarzach”. I poprosił o zdjęcie oraz autograf. To częsta sytuacja. Już po pierwszym sezonie się z tym spotykaliśmy. Jak czasem kręcimy i odkryją to dzieciaki, to zlatuje się ich masa. Zdarzało się, że ratował mnie kierownik planu, bo w czasie przerwy rozdawałem tyle autografów i robiłem sobie tyle zdjęć z fanami, że nie zdążyłbym zjeść obiadu. Ten przykład chyba najlepiej pokazuje, jak duża jest popularność serialu.

- Kto was ogląda?
- Kiedyś była to głównie młodzież szkolna, od 9-10 do 16-17 lat. Ale ostatnio mamy coraz więcej widzów w starszym wieku i wydaje mi się, że oglądają nas właściwie wszyscy. Każdy może dla siebie coś znaleźć w tym serialu.

- Jakie dowody popularności zdarza się panu otrzymywać?
- Ostatnio dostałem na przykład taką drewnianą tabliczkę, na której wyryto drewnianego ludzika, jak na zajawce serialu. I podpis: dla Tomka. Dostaję też choinki do samochodu... Spotkaliśmy niedawno z Olgierdem dziewczynkę, która namalowała dla nas obraz. A do tego dużo listów i dużo zdjęć. Nie tylko od nastolatek.

- Trzeci i czwarty sezon są bogatsze o wątki prywatne. One też są inspirowane rzeczywistością, tak jak sprawy kryminalne, czy to czysta fikcja?
- To akurat jest fikcja, która nawiązuje jednak w pewien sposób do rzeczywistości. To, że Olgierd czy Krystian nie mają czasu, odzwierciedla rzeczywistość policjanta. Bo kryminalni często pracują po godzinach. Pamiętam, jak mój tata odbierał czasem telefon o drugiej w nocy i musiał jechać, jak zostawał w pracy po godzinach. Serial dobrze pokazuje to, że policjantom często ciężko pogodzić pracę z życiem prywatnym.

- Wcielanie się w kryminalnych obciąża też psychicznie aktora?
- Jest pewna amortyzacja, bo nie bierzemy wszystkiego, co robimy na planie, na poważnie. Gdyby tak było, to można by zwariować. Ale w trzecim sezonie, po tym jak na finiszu drugiego sezonu na komendzie zginęli nasi koledzy, można się było poczuć, jakby się samemu miało kryzys. Mój serialowy bohater miewał wtedy wizyty u pani psycholog, a więc i ja wolałem być Krystianem, który ma problemy, a nie zawsze uśmiechniętym i wesołym. Ale na planie bywa też zabawnie, czasem wybuchamy śmiechem i musimy robić duble.

- Co wyjątkowego zobaczymy w czwartym sezonie „Gliniarzy”?
- Warto oglądać każdy sezon „Gliniarzy”. Jeśli ktoś nie widział poprzednich, to zachęcam. A w czwartym będzie się działo chyba więcej niż w poprzednich sezonach. Pojawi się Łucja, która będzie siała spustoszenie w komendzie, na przykład zawiesi Krystiana. Nie wiadomo, co się stanie z naszym naczelnikiem. Wątki fabularne i życie prywatne też będą znacznie bardziej rozbudowane niż wcześniej. Krótko mówiąc - będzie się działo!

„Gliniarze” od poniedziałku do piątku o godz. 17:00 w Telewizji POLSAT.

Zobacz także:
Ewelina Ruckgaber: To praca, w której naraża się życie
Arkadiusz Krygier: U nas jest wiarygodnie. Nie ma „plastiku”!
Ponad 1,6 mln widzów serialu „Gliniarze”