2017-08-01

Marcel Sabat: Z miłości można przenosić góry

Gwiazda filmu „Kamienie na szaniec" specjalnie dla POLSAT.PL. Aktor opowiedział o przygotowaniach do roli, miłości i planach zawodowych. Emisja we wtorek 1 sierpnia o godz. 20:05 w Telewizji POLSAT.

- Na castingu do „Kamieni na szaniec” pokonałeś kilkuset kandydatów. Czy spodziewałeś się takiego sukcesu?
- Nie spodziewałem się. To było jak sen. Długo nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Dla młodego chłopaka tuż po studiach, takiego jak ja, to było spełnienie marzeń. Większość ludzi w moim wieku modliło się o przyjęcie do jakiegokolwiek teatru, w jakimkolwiek mieście… A ja nagle dostałem rolę w tak ogromnej produkcji. Czułem się jakbym wygrał w lotto!

- Jak odnajdujesz się w klimatach historycznych?
- Bardzo lubię filmy wojenne. Szczególnie podoba mi się kino odnoszące się do drugiej wojny światowej. Ostatnio byłem na filmie „Dunkierka”, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Realizacja tej produkcji i kreacje aktorskie są na najwyższym poziomie. Kino tego rodzaju ogląda się z wielką przyjemnością, dlatego tym bardziej ucieszyłem się z angażu do „Kamieni na szaniec”.

- Wiem, że długo przygotowywałeś się do roli. Czy to była dla Ciebie ciężka praca czy też przyjemność i możliwość pogłębienia swojej wiedzy?
- Otaczali mnie dobrzy i ambitni ludzie. Kiedy sobie pomagamy i wspieramy się nawzajem, praca staje się przyjemnością. Szczęśliwie, tak było i w tym przypadku. Przez cały okres przygotowań spotykaliśmy się w domu reżysera, mieliśmy próby kaskaderskie, oglądaliśmy mnóstwo materiałów historycznych, aby lepiej wczuć się w klimat tamtych lat. Bardzo ceniłem sobie te spotkania i miło je wspominam.

- Czy uważasz, że młodzi ludzie nadal mają wartości, którymi kierowali się „Zośka”, „Alek” i „Rudy”?
- Wszystko zależy od człowieka. Niektórzy mają, a inni nie. Mamy teraz bardzo podzielone społeczeństwo i są ludzie, którzy nie przywiązują wagi do przedwojennych wartości. Są też jednostki, dla których ważna jest tradycja i patriotyzm, choć on sam jest różnie interpretowany. W tym wszystkim należy znaleźć złoty klucz i umiar. Najważniejsze, żeby nie popadać w skrajności.

- Po premierze filmu pojawiło się mnóstwo negatywnych komentarzy, zarówno na temat kreacji aktorskich, jak i samej działalności powstańczej. Co myślisz o takich wypowiedziach?
- Cały czas się uczę brać takie wypowiedzi na klatę. Mam jednak to szczęście, że potrafię odróżnić konstruktywną krytykę od zwykłego hejtu. Jeśli ktoś może uzasadnić swoje opinie w kulturalny sposób i na poziomie, to jak najbardziej chętnie taką krytykę przyjmuję. Merytoryka jest tu kluczowa. Nie zgadzam się natomiast na puste obrażanie, które jedyne co ma na celu, to poniżenie drugiego człowieka. Od takich zachowań stanowczo się odcinam.

- Czy to prawda, że masz dziewczynę? Kim ona jest?
- To prawda. Poznaliśmy się rok temu w towarzystwie i tak to się wszystko zaczęło. Natalia to doświadczona modelka, która wiele lat pracowała dla włoskich domów mody. Teraz realizuje się w Polsce i tak samo jak ja prowadzi własny biznes. Połączyła nas moda i wszystko fajnie się przeplata. Mamy wspólne plany. Może uda mi się ją namówić do wystąpienia na pokazie moich ciuchów w Kielcach? Kto wie, zobaczymy.

- Jaka jest Natalia?
- Jest cudowną i bardzo ciepłą osobą. Była ze mną jak nie miałem pracy, jest ze mną jak mam pracę, a to o czymś świadczy. Jak się czuje dobrą energię i ludzi łączy miłość, to razem można przenosić góry.

- Co robisz obecnie?
- Mam sklep internetowy z odzieżą własnego projektu. W październiku moja kolekcja po raz pierwszy zostanie zaprezentowana na pokazie mody w Kielcach. Oprócz tego prowadzę warsztaty aktorskie i po cichu liczę, że kiedyś uda mi się otworzyć szkołę. Aktualnie przygotowuję się do występu w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, w którym będę wcielał się w gwiazdy sceny muzycznej. Przyznaję, że to będzie mój debiut, bo jeszcze nigdy nie śpiewałem przed publicznością. Jestem ciekawy jak to wyjdzie. Mam wiele obaw, ale również nadziei, że podszkolę się wokalnie.

Rozmawiała Joanna Grochal

Zobacz także:
„Zośka”, „Alek” i „Rudy”. Bohaterscy i głodni życia