2017-05-17

Droga Mariusza Dyby do zwycięstwa w „Idolu”

0

Sprawdź, jak etap po etapie prezentował się w muzycznym show. Od castingu przez scenę teatralną i klubową, aż po występy na żywo, które odcinek po odcinku prowadziły go do wygranej w piątej edycji programu „Idol”. To trzeba zobaczyć jeszcze raz!

- Idol to nie tylko scena, koncerty, czy medialność. Pod tym słowem kryje się dla mnie coś więcej. To odpowiedzialność za widza, który się po części ze mną utożsamia i którego zapraszam poniekąd do swojego świata, który już zawsze z nim dzielę - mówił przed finałem. - Gdybym został Idolem, zrobiłbym niezapomnianą imprezę dla swoich przyjaciół, zainwestował dużą część pieniędzy w sprzęt muzyczny, jakiś busik do wożenia siebie i muzycznego mandżuru… Wygrana w programie to nie byłyby moje żniwa, tylko kolejna inwestycja w pracę artystyczną - dodał. Kontrakt płytowy oraz 250 tysięcy złotych trafiły w jego ręce. Teraz będzie mógł spełnić swoje marzenia.

Z zawodu ratownik medyczny, wolny obywatel świata, związany z rodzinną Ornetą i Olsztynem. Występował w okolicznych pubach, hotelach i restauracjach. Pracuje jako instruktor zespołu młodzieżowego w Miejskim Domu Kultury w Ornecie. Śpiewa od dzieciństwa. Był wokalistą w zespole rockowym Elephant Memory. Zagrali kilkadziesiąt fajnych koncertów i zakończyli działalność w 2014 roku. Od grudnia 2016 roku jest wokalistą zespołu Chemia.

CASTING

Tak pisaliśmy o jego pierwszym występie: W zupełnie inny nastrój wprowadził wszystkich chłopak z gitarą. - Postawiłem wszystko w moim życiu na muzykę i na razie idę bez kompromisu - oznajmił. Już po kilku wersach tekstu „Hold Back The River” Jamesa Baya dołączyła do niego… Ewa Farna. - Przepuść go, bo ładny i ciacho - Wojtek Łuszczykiewicz żartował, że pani Ela napisała mu takie zdanie na kartce. - Ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś zdolny? - usłyszał od jurorki. Wszyscy ogłosili chóralne „tak”, a Ewa wybiegła za nim do kulis, żeby jeszcze pośpiewać!

TEATR

Udział w następnym etapie opisaliśmy tak: W kolejnej ósemce, tym razem złożonej z samych panów, było sporo faworytów. - On ma taki najbardziej męski głos z nich wszystkich. Ale taki prawdziwie męski - szeptał Wojtek pani Eli na ucho podczas występu Mariusza Dyby. Nie było innej możliwości - przeszedł dalej...

Drugi duet stworzyli Mariusz Dyba i Adrian Szupke. Niczym Bracia zaśpiewali „Za szkłem”. - Każdy „jechał” swoje - zauważyła Ewa Farna. - Interakcje są ważne - podkreśliła pani Ela.

KLUB

Odcinek 7, po którym trafił do topowej „dwunastki”: Na liście utworów dla mężczyzn był „Pride” grupy U2. Jedyny uczestnik, który sięgnął po ten repertuar to Mariusz Dyba. Okazało się, że to był rozsądny wybór, a dobór środków wyrazu tylko sprzyjał pozytywnej ocenie. - Zachowawczo, po cichutku, spokojnie, na paluszkach - wymieniał skojarzenia Wojtek Łuszczykiewicz. - Śpiewasz rasowo - nazwała rzecz po imieniu Elżbieta Zapendowska.

Odcinek 8, czyli awans do „ósemki”: Mariusz Dyba obawiał się utworu. - Zawsze moją mocną stroną były emocje na scenie, a tutaj mi się ciężko odnaleźć, bo to jest taki… prosty hit - tłumaczył się z „I Can’t Stop Thinking About You” Stinga. Ciśnienie jednak z niego zeszło. - Widzę, że duża rodzina przyjechała - zareagowała na owacje po „wykonie” pani Ela. - To dobrze, bo talenty trzeba wspierać - dodała.

NA ŻYWO

Odcinek 9 i pierwszy „live” opisaliśmy tak: - Szczęście to praca codzienna. Chcę wziąć odpowiedzialność za swój talent - powiedział przed wyjściem na scenę Mariusz Dyba. - Talent ma po ojcu, ale przerósł mnie - podkreślił tata uczestnika. - On tym żyje całym sobą - dodała mama. Zdolny syn dumnych rodziców sięgnął po klasyk Chrisa Isaaka „Wicked Game”. - Wspaniale sobie dobrałeś numer do barwy głosu - zauważył Janusz Panasewicz. Zgodziła się z tym także zadowolona z efektu Elżbieta Zapendowska. - Nie przejdziesz dużego progresu, bo… jesteś zarąbistym piosenkarzem! - nie miała wątpliwości Ewa Farna. Wojtek Łuszczykiewicz jednak oponował, zachęcając Mariusza do większej scenicznej odwagi.

Odcinek 10 zaoferował wielkie przeboje z repertuaru wielkich gwiazd. Na początek gigant rocka Eric Clapton i słynna „Layla”, a przy mikrofonie Mariusz Dyba, dla którego przygoda z „Idolem” to stały rozwój i przecieranie nowych ścieżek. - Z próby na próbę jest coraz lepiej. Wcześniej zabrakło luzu, było blokujące przerażenie. Teraz zaczęła się poważna zabawa - podkreślił. A co na to wszystko jurorzy? - Dla mnie było więcej żaru w orkiestrze niż w tobie - oceniła Elżbieta Zapendowska. - Mnóstwo ludzi śpiewa tę piosenkę na różne sposoby. Twoja wersja była niespodziewana. Straciłeś barwę, która dla mnie była tajemnicą - dodał Janusz Panasewicz. Z poprzednikami nie zgodziła się Ewa Farna. - Solidny, dobry „wykon” - wskazała. - Och, Ela. Straciłaś przyjaciela - zanucił Wojtek Łuszczykiewicz, odnosząc się do krytycznej opinii jurorki. - Byłeś jak po czterdziestu dwóch kawach w trasie. Klasycznie dynamiczny, bardzo fajny występ - lider Video zwrócił się do Mariusza.

Odcinek 11 był pełen niespodzianek. Mariusz Dyba przypomniał widzom, że zgłosił się do programu w ostatniej chwili. - Próbowałem różnych rzeczy. Trochę lat mi zajęło, żeby się zebrać i postawić na muzykę. Jako student utrzymywałem się z muzyki, grałem po knajpach, a na początku byłem organistą w Ornecie. Ludzie podchodzili i mówili, że robię to świetnie, ale nie dawałem temu wiary - opowiadał przed występem. Ostatnio zgłosił się do niego zespół Chemia. Jak to się rozwinie? Zapewne na rockowo. A że dla niego istnieje tylko kolor czarny, to tym razem wskoczył w czarny garnitur i w otoczeniu tancerzy zaprezentował „Love Me Again” Johna Newmana. - Ten utwór wymagał innej wrażliwości, innego feelingu i innego frazowania - jako pierwsza wypowiedziała się Ewa Farna. - Fajnie barwowo, ale niedociągnięte dźwięki górne. Znów się muszę czepiać - skwitowała pani Ela. - Lubię te momenty, kiedy nie myślisz o skali i o dźwiękach - chwalił lider i wokalista Video, ale też narzekał, że Mariusz za bardzo się kontrolował. - Znów znalazłeś swoją barwę. Był jakiś pomysł na tę piosenkę - podsumował Janusz Panasewicz.

Odcinek 12 miał sięgnąć do najgłębszych uczuć finalistów. Jak to jest z miłością u Mariusza Dyby? - Ludzkość wciąż szuka odpowiedzi czym jest to uczucie - zaznaczył filozoficznie. - Największa siła twórcza to serce. To ma duże przełożenie na to, jak śpiewasz - dodał, nie kryjąc, że muzyka ma ogromne znaczenie w jego życiu. Ale nie tylko muzyka. - Kocham ludzi. Wychodzę z miłością do człowieka. Jestem ratownikiem medycznym - wspomniał. Co zaśpiewał? Pozostał wierny rockowym wyborom i zaprezentował utwór „One” grupy U2 z towarzyszeniem swoich uczniów z Domu Kultury w Ornecie. - Podobało mi się. Fajnie zabrzmiałeś, ale troszkę więcej żarliwości - zachęcała Elżbieta Zapendowska. - To jest piekielnie trudna piosenka. Powinieneś flaki położyć na wierzchu. Przy skali trudności, bólu nie było - dodał Wojtek Łuszczykiewicz. - Pierwszy raz miałem takie tutaj włoski - „Panas” nie krył, że bardzo czekał na tę piosenkę i miał ciary. - Cieszę się, że dałeś dobry „wykon”. Nie ma się do czego przyczepić - zaznaczyła Ewa Farna.

Odcinek 13 to mieszanka filmowo-jurorska. Najpierw muzyczny motyw ze srebrnego ekranu. - „Buntownik z wyboru” - Mariusz Dyba nie miał kłopotów ze wskazaniem ulubionego filmu. - Ludzie to nie są statyści i mają uczucia, a ja do muzyki bardzo emocjonalnie podchodzę. To jest mój cel. Myślę, że scena daje mi upust - dodał. Coraz cześciej ma na to szanse przed większą publicznością. Niedawno miał okazję zagrać koncert w Los Angeles, gdzie wybrał się jako wokalista zespołu Chemia. Teraz mógł zaśpiewać piosenkę z filmu „Miasto aniołów”, największy hit grupy Goo Goo Dolls „Iris”. - Wszystko się zgadza. To był twój najlepszy występ w programie! - zachwycał się Janusz Panasewicz. - Byłeś skupiony i totalnie w swoim żywiole. Po prostu przyszedł do nas artysta, świetnie przygotowany - dodała Ewa Farna. - W mojej hierarchii z czwórki finalistów byłeś najniżej, a po tej piosence jesteś najwyżej - wskazała Elżbieta Zapendowska. - Można być dumnym, że tu z nami jesteś. No i… nic dziewczyny tak nie jara, śpiew angielski i gitara - podsumował występ Wojtek Łuszczykiewicz.

Tak opisaliśmy drugi „wykon” tego dnia: W środę do kościoła i to z „Panasem”! A wszystko za sprawą utworu „Take Me to Church” Hoziera, który wokalista Lady Pank przydzielił Mariuszowi Dybie. - Akurat ten kawałek ma taką barwę, jaką ty masz. Wydaje mi się, że ta piosenka pokaże cię w bardzo szerokiej perspektywie twoich możliwości i twojej wrażliwości. Liczę na to, że tym numerem wszystko powalisz. Że to będzie nokaut. I, że weźmiesz mnie do tego kościoła, co trzeba - motywował uczestnika podczas treningów Janusz Panasewicz. - Hozier ma taki charakterystyczny zaśpiew. Użyć go? - zastanawiał się Mariusz. Efekt? - Zabrałeś mnie do tej świątyni. Jesteś znakomitym wokalistą - nie miał wątpliwości „Panas”. - Twój pierwszy występ dzisiaj był lepszy - inne zdanie wyraziła Ewa Farna. - Miałam plan, że dziś odpadnie Mariusz Dyba… Przekonałeś mnie, że jesteś artystą, a nie rzemieślnikiem - pani Ela po „wykonie” ewidentnie miała mętlik w głowie. - Po pierwsze, to obaj z Kubą postawiliście dziewczęta w trudnej sytuacji. Po drugie, czytałem hejterów w internecie. Teraz ich pytam: widzieliście to? - wskazał Wojtek Łuszczykiewicz.

FINAŁ

W części konkursowej uczestnicy zaśpiewali trzykrotnie. Najpierw przypomnieli piosenki z castingów, które dały im przepustkę do dalszej rywalizacji, potem wykonali ulubione utwory, a na koniec mogli zadedykować coś swoim najbliższym. Towarzyszył im zespół muzyczny pod kierownictwem Marcina Urbana.

Pierwszy na scenie pojawił się Mariusz Dyba, którego castingowe „Hold Back the River” z repertuaru Jamesa Baya urzekło Ewę Farną. Jurorka wybiegła wówczas na korytarz, żeby przy akompaniamencie gitary jeszcze raz wspólnie zaśpiewać. - Przypomniał mi się nasz wspólny casting, twoje śpiewanie i twoja droga. Wtedy nie myślałam, że mógłbyś być idolem, ale dziś widzę go. Jesteś tutaj - powiedziała zapłakana ze wzruszenia jurorka. - Rozpędziłeś się tak, że czekanie na kolejne piosenki, to cała moja przyjemność - dodał Janusz Panasewicz. - Nie byłeś moim faworytem, ale dziś nie było ani jednego krzywego dźwięku. Byłeś fantastyczny - oceniła Elżbieta Zapendowska. - To był pierwszy moment ekstazy nerwowej. I tak powinno być! Można zaczynać imprezę - zaprosił do zabawy Wojtek Łuszczykiewicz.

Mariusz Dyba zdecydowanie wie, co chce robić, a nawet już to robi z grupą Chemia. Po raz drugi tego wieczoru swój muzyczny styl starał się zademonstrować w „Creep” grupy Radiohead. - Nie wiem co się stało… Śpiewasz najlepiej! Jesteś wiarygodny i sprawia mi to lekkość. Jesteś znakomity! - pani Ela nie kryła zachwytu. - Poszedłeś dziś po złoto - dodał Janusz Panasewicz. - Piękne, jak ktoś czaruje długim, prostym, dobrze zaśpiewanym tonem - zaznaczyła Ewa Farna.

Ostatni konkursowy występ należał do Mariusza Dyby, który utwór „Pocztówka z kosmosu” Korteza zadedykował swoim przyjaciołom. Jak jego wersję ocenili jurorzy i czy mogło to wpłynąć na decyzję widzów? - Uważam, że to nie był najlepszy „wykon”. Było łażenie po tonach i trochę mi brakowało motoru - zaznaczyła Ewa Farna. - Ewa jest młoda i nie wie, co czyni - oponował Wojtek Łuszczykiewicz i zamiast oceny opowiedział kawał o tym, że muzykowanie to… „duży zawód”. - Pierwszy raz zrozumiałem tę piosenkę - nawiązał do dobrej dykcji Janusz Panasewicz. Nie zgodziła się z tym pani Ela. - Najgorsza piosenka z tych trzech, które wykonałeś - wskazała.

WERDYKT

Na ten moment wszyscy czekali przez długie tygodnie. Najpierw z finałowej trójki na scenie zostały dwie osoby, a potem już tylko jedna! MARIUSZ DYBA. Jeszcze tylko symboliczne przekazanie nagrody głównej, czyli kontraktu płytowego oraz czeku na ćwierć miliona złotych i mogła wybrzmieć piosenka finałowa: „Hold Back the River”. - Od tego wszystko się zaczęło... - cieszył się i dziękował za uznanie. Ten dzień zapamięta na długo!

Zobacz także:
W programie „Idol” wygrał Mariusz Dyba
Mariusz Dyba prosto z „Idola” do Los Angeles
Sensacja! Mariusz Dyba nauczył się śpiewać z…

Komentarze